
Ten rok był tak tragiczny dla moich upraw, że nie żałuję, że nie zdążyłam kupić kolejnej sadzonki. I tak nic by z tego nie było, sądząc po innych psiankowatych, które uprawiałam. Taki np rodzynek brazylijski w zeszlym roku był ogromny, miał ze 2 metry, a w tym ledwo 30 cm... Zniechęciłam się i nie wiem czy będę jeszcze uprawiać pepino. Już chyba wolę tego rodzynka, łatwiej go utrzymać przy życiu zimą.
Nakupiłam krzewów owocowych, może z nich będzie większy pożytek, nie trzeba ich chować do domu i jest szansa, że wiosną odzyskają życie...
Zawsze mnie jesienią dobija patrzenie jak rośliny walczą o życie, a później i tak przegrywają...
Wniesienie ich do domu też nie zawsze rozwiązuje problem, bo później jest walka (często przegrana) ze wszelkiego rodzaju szkodnikami.