Cos opowiem.
Byl sobie badyl z lisciem, lisc na badylu - jak kto woli.

Badyl wypuscil korzenie, otrzymal w nagrode wlasna porcelane i stal sobie na zlobkowym parapecie, ani myslac robic cos dalej ze swoim zielonym zyciem. Ktoregos dnia, z nudow zapewne, podetknal swoj sterczacy czubek pod rece trzymajace kubeczek z woda i... spadl z parapetu wprost na liscia. Dramat! Ziemia rozsypana, wszystko przywalone ceramicznym, ciezkim kubkiem i - co najgorsze - badyl zlamany. Za kare lisc z resztka badyla wyladowal znow w keramzycie, a pozostaly badyl z korzeniami stoi nadal (W charakterze watpliwej dekoracji?) na zlobkowym parapecie.
Minelo kilka dni... Ile? Cztery, moze piec... Spryskiwany co dzien lisc z resztka badyla wykazal sie nalezyta skrucha.

Wniosek? Liscie nie lubia za dlugich badyli!
