No właśnie, już północ, a ja dopiero uporałam się z różnymi pracami. ...
Kolejny dzień emerytki...
Pobudka o 6,30, a to z tej przyczyny, że troszkę rzeczy jest do zrobienia...
Poranne ablucje w dobrym tempie, bo przez drzwi do łazienki przenikał drażniący zapach kawy, to M się wykazał.
Śniadania nie jem. Kawa pomiędzy włożeniem bielizny a poszczególnymi elementami garderoby.
Trzeba się śpieszyć, bo trzy ogoniaste siedzą w rządku i ponaglają...

Są w tym naprawdę dobre, nie odpuszczą. To tylko na pięterko, trzy miseczki już pełne, świeża woda i o key...
Myślałby kto. Jacuś już zdążył wciągnąć śniadanko i chce wyjść. Z nim nie ma problemu, on wychodzi zdecydowanie, ale Wacek i Kazik to cała ceremonia.
Otwarte drzwi, a oni siedzą i się zastanawiają: wyjść, nie wyjść, jedna łapka za próg i zaraz cofnięta. Zabrakło cierpliwości: nie, to nie, drzwi zamknięte. Za chwilę znowu obaj siedzą pod drzwiami i miauczą. Za trzecim razem powoli wychodzą. Nie spłoszyć, bo zawrócą i zacznie się od początku.
Korą zajął się M ale ona nie ma takich zahamowań.
Jedziemy po zakupy do miasta.
Zajmuje to sporo czasu, bo lista jest długa i nie do zrealizowania w jednym sklepie. Trzy godziny do tyłu, bo jeszcze poszukiwanie środków ochrony roślin i paska do spodni, bo mi spadają...
Po powrocie sprzątanie. Dzisiaj wyjątkowo wredne.
Wywróciliśmy mój pokój (szumnie zwany gabinetem ? pozostałość z czasów aktywności zawodowej) do góry nogami...
Dlaczego??? Mamy inwazję latających mrówek... Czegoś podobnego w życiu nie widziałam
Totalna demolka, wywalanie wszystkiego z pokoju, odrywanie listew, dezynsekcja... brrr
No jeszcze odkurzenie pozostałych pomieszczeń, mop, ściereczka do kurzu, dwie łazienki, kuchnia, o lustrach nie wspomnę (dlaczego M przy goleniu tak chlapie na lustro?), ufff
W tym wszystkim obiad... Jak to dobrze, że mam zupę z poprzedniego dnia. Zastanawiam się, czy nie zacząć gotować na cały tydzień.
A wnusie jutro przyjeżdżają...
Po jako takim ogarnięciu bałaganu, rzuciłam się do kuchni robić pulpeciki i inne wnusiowe przysmaki
W międzyczasie zdążyłam trochę polatać z wężem i podlać przynajmniej nowe nasadzenia

. Podlałam też w obu tunelach, bo M zajął się męską robotą, tym razem konkretną ? furtką do ogrodzenia. Starałam się nie patrzeć na zielsko w tunelu, zamykałam oczy i podlałam trochę niedokładnie, głównie chwasty.
Kolacja? Nie, najpierw kąpiel.
To niezdrowo tak późno jeść kolację, trudno, zobaczymy co jutro waga na to.
Patrzę na ręce, niepiękny widok. Szybciutki manicure i przy okazji pedicure.
Wykąpana, odświeżona, siadam przy kompie:
No właśnie, już północ ....
A mrówki, które przecież zostały wytępione:
