Jadziu, wiatr strącił sporo leszczynowych czuprynek, można było w nich wybierać i przebierać, z czego skorzystałam
Mam teraz tyle pracy, że nawet nie zauważam czy pada czy nie, czy jest zimno, czy ciepło. Jak by nie było, to na działkę i tak nie miałabym jak pojechać

.
Ale dzisiaj to ja przechytrzyłam pogodę i udało mi się odwiedzić swój ogródek
Elżuniu, to nie pomidory, tylko truskawki z miętą. Takie szkolenia lubię, bo sprawiają czystą przyjemność
A spaceru wzdłuż morza nie mogłam sobie odmówić. Bo jak można być nad morzem i go nie zobaczyć? Próbowałyśmy pójść już pierwszego wieczoru, ale okazało się, że pieszo jest to jednak kawał drogi, którą na dodatek zgubiłyśmy
Ewuś, dzięki za wskazówki, na zdjęciach wygląda identycznie, więc to na pewno jest ona

Orzechowe czuprynki były niesamowite, od razu wpadły mi w oko. Zawsze myślałam, że leszczyna, to leszczyna, a tymczasem ona też jest w odmianach. Nigdy wcześniej takiej nie widziałam.
Na brak przysmaków moja rodzinka nie może narzekać, chociaż staram się je jednak ograniczać, coby boczki zbytnio nie przybierały na masie.
Na działkę tylko wskoczę i wyskoczę. Muszę posadzić kupione tulipany i chyba nic więcej robić nie będę. Jest już zbyt zimno na grzebanie w ziemi, potem mnie tylko palce bolą. Zostawię to wszystko do wiosny i też będzie dobrze
Elu, wystarczy tylko mieć coś do pokazania i chcieć to pokazać. Wtedy wszystko wychodzi pięknie

Żadne wielkie umiejętności nie są tutaj potrzebne, jak już wielokrotnie pisałam wystarczy zrobić "cyk" i już

Ale słowa uznania zawsze mile łechcą i z miłą chęcią je czytam. Dziękuję
Asiu, już od tak dawna nie znajdowałam bursztynów, że tych kilka złotych okruchów sprawiło mi ogromną frajdę

Niby mam ich mnóstwo z wcześniejszych pobytów, ale ręka sama mi się po nie wyciągała.
Tyle mam ostatnio pracy, że już nawet nie pamiętam, co to jest leniuchowanie. Ciągle siedzę w robocie, jak nie w jednej, to w drugiej. I na dodatek cały następny tydzień też mam taki

Cała nadzieja, że może chociaż urlop będę miała spokojniejszy. Co prawda nigdzie nie wyjeżdżam, ale nareszcie będę mogła sobie chociaż czasami
nicnieporobić
Małgosiu, w pierwszym momencie pomyślałam sobie, że jesteś szczęściarą

Ale po chwili zastanowienia, przyznałam, że chyba sama nie chciałabym takiego szczęścia. Może i miłość do słodyczy mnie gubi, powoduje, że ciągle muszę walczyć ze zgubnymi skutkami ich zjadania, ale jak mogłabym się pozbawić rozkoszy ich smaku? Ja ogólnie kocham jeść

Nie jem, żeby się najeść, tylko dla samej przyjemności jedzenia.
Z orzeszkami jest kłopot, bo trzeba je posadzić jeszcze zielone, a one już są suchuteńkie. Ale wiem gdzie rosną i w razie czego przywiozę je sobie. Ciekawe dlaczego są u nas zupełnie nieznane, skoro są odporne na mrozy? Wiewiórki ich nie roznoszą?
Lucynko, zapewniam Cię, że po takiej ilości słodkości, już nawet oczy ich nie chciały

Nie dałam rady spróbować wszystkiego, ale kilka smaków ciągle pobudza moje zmysły i na pewno do nich jeszcze wrócę. Z gotowaniem mam podobnie. Tylko od czasu do czasu zaszaleję w kuchni, na co dzień brak czau na takie ekscesy. Ostatnio zupełnie świat stanął na głowie, bo to mój eM głównie przebywa w kuchni i zapewnia nam ciepłe obiadki

Tajemnicze orzeszki rozpoznała już Ewa jako tureckie
Marysiu, kiedyś częściej wyskakiwaliśmy nad morze, chociażby na jeden dzień. Ostatnio zdarza nam się to zdecydowanie rzadziej i chyba czas pomyśleć o
dobrej zmianie i z tym zawalczyć

Na razie nie mam czasu na robienie smakołyków, ale na pewno już niedługo spróbuję znowu zabłysnąć w kuchni.
Dorotko, przy trzech chłopa w domu, musiałam nauczyć się akceptacji ich niedociągnięć. Inaczej doba byłaby za krótka, żeby wszystko zrobić. A gdzie czas dla siebie? Gotowanie przyszło im w miarę łatwo, trochę gorzej wyglądają ze sprzątaniem. Ale przecież nikt nie jest doskonały

Tutaj muszę stosować środki przymusu bezpośredniego

Chyba nie jadłaś swoich ciast, skoro piszesz, że one z niższej półki

Ja jadłam i zapewniam Cię, że na taka półkę ja nawet nie sięgam
Wandziu, przy takich deserach trzeba się sporo narobić. W domu szkoda na nie czasu

Ale przywiozłam kilka fajnych przepisów, kilka sztuczek, żeby się udało, ale najwięcej zadowolenia z siebie. Że mi się chciało zrobić coś tylko dla siebie. No i do tego wszystkiego jeszcze to morze

Już chociażby dla niego, było warto.
Ewelinko, sama bywam tutaj ostatnio sporadycznie, dlatego rozumiem Twoją nieobecność

Są sprawy ważne i ważniejsze
Taki kurs, to czysta przyjemność i zaznałam jej w całej rozciągłości
Ogród tylko na zdjęciach jawi się jeszcze jako kolorowy. Jesień się już w nim rozpanoszyła i nie odpuści, choćby nie wiem co. Nie znaczy to jednak, że zrobiło się smutno, to jeszcze nie ten etap. Ten jeszcze ciągle przed nami.
Ależ mi ten dzisiejszy wyjazd dał do wiwatu

Wystarczyło, że przez zaledwie trzy tygodnie nie uprawiałam ogrodowej gimnastyki, żebym teraz czuła się jak przepuszczona przez wyżymaczkę. Jestem zmęczona jak po ciężkiej orce, chociaż mogę sobie to tylko wyobrażać, bo nigdy nie brałam w niej udziału

Dzisiaj nareszcie udało mi się pojechać na działkę. Ktoś mi wczoraj obiecywał od samego rana słońce, ale chyba nie przedyskutował tego z głównym zainteresowanym, bo nie udało mu się przebić przez grubą warstwę chmur

Niby było w miarę ciepło, ale tak ciemno i wilgotno, że nie miałam ochoty wychodzić z domu. W końcu się jednak przemogłam, bo przecież nie mogłam zostawić tulipanowych cebulek bez posadzenia
Po środowych ulewnych deszczach, moja urokliwa leśna droga zamieniła się w błotnista breję. W kilku miejscach przejście było niemożliwe i musiałam przedzierać się z rowerem przez leśną głuszę.
Trzy tygodnie temu działeczka była jeszcze obficie kwitnąca i kolorowa. Teraz, gdyby nie kilka ostatnich kwiatków na różach i czerwone liście borówek, to byłoby szaro i pusto. Róże mnie zadziwiają, bo wcale nie wyglądają, jakby chciały iść spać. Nie przeszkadza im, że są prawie gołe i większość z nich wytwarza wciąż nowe pąki.
Miałam dzisiaj tylko posadzić kilka paczek cebulek, a tymczasem skończyło się jak zwykle.
Ponieważ udało mi się rozpalić w kominku (jestem w tym temacie zupełnym beztalenciem

), to chociaż częściowo zrobiłam zaplanowane na wiosnę, porządki. Spaliłam czekające od dawna badyle, a nawet świeżo wykopane jednoroczne. Wykopałam i wyrzuciłam dalie, z którymi postanowiłam się rozstać. Część z nich uległa już przymrozkom, ale jeszcze nie wszystkie. kilka prezentuje się jeszcze całkiem, całkiem. A tej udało się w końcu nawet zakwitnąć.
Wkopałam kilka, czekających wciąż w donicach bylin, a nawet wypieliłam połowę różanki. Doprowadza mnie ona do szewskiej pasji

, bo wciąż zarasta trawą. Skąd ona się tam bierze? Na innych rabatach nie mam tego problemu, a tam wygląda jakby róże rosły na trawniku. Znowu podrapałam sobie ręce, bo tym pięknisiom zupełnie to nie przeszkadza i bronią najmniejszego źdźbła.
Nareszcie się zmobilizowałam i zebrałam nasiona. Wiecznie odkładałam to na "Święty Nigdy" i w końcu groziło mi, że nasiona zgniją. Ciągle zapominałam torebek, żeby je przywieźć do domu, ale nareszcie dzisiaj przygotowałam się do wyjazdu porządnie. Pościnałam, popakowałam, teraz tylko w domu muszę je rozłożyć do wysuszenia.Pracowałam zaledwie pięć godzin, a czuję się jakbym spędziła tam tydzień na ciężkiej pracy. Letnia forma ulatnia się ze mnie jak kamfora
Bajazzo wytworzyła przepiękne owocki, wyglądają jak latarenki
Towarzystwa dotrzymywały mi żaby różnej wielkości, a ta chyba pozostanie ze mną na dłużej, bo rozsiadła się pod znacznikiem
W niedzielę pojechaliśmy na chwilkę na działkę i zebraliśmy dynie hokkaido. Była już najwyższa pora, bo dzisiaj liście leżały już zważone mrozem. Jestem dumna z moich dyniek. Rosły na maleńkim skrawku ziemi, stłoczone jedna przy drugiej, a mimo to udało się im wytworzyć ponad dwadzieścia owocków. Kilka już zjedliśmy, to są te ostatnie. Są różnej wielkości, ale największa ważyła aż prawie cztery kilogramy.
Wybaczcie, ale już idę spać. Wolna sobota, jak zwykle mnie nie dotyczy. Jutro znowu muszę wstać o piątej i iść do pracy. Ale jeszcze tylko tydzień i będę mogła przespać cały ranek, czyli gdzieś tak do szóstej
Dziękuję za odwiedziny
