He he, naturalistka się znalazłaTamaryszek pisze: Ja lubię dbać o rośliny ! Ale nie jestem przekonana , czy permanentne opryski i ciągłe zmaganie się z chorobami to dobra droga... Jeśli nie uda mi się wytworzyć ODPORNOŚCI u róż , po prostu je komuś oddam . Jest tyle pięknych kwiatów...
Sama staram się prowadzić zdrowy tryb życia , żeby organizm był silny ? ale nie uznaję żadnych suplementów diety, łykania witamin , unikam też leków. Nie uznaję siłowni ani innych ?sztucznych dobudówek? . Może to dziwactwo ale jestem przekonana ,że to właściwa droga . Więc jak mam pryskać chemią kwiaty...?
Staram się znaleźć właściwą drogę i miejsce . Myślę ,że roślinom też tego trzeba. Nic na siłę...
WIEM , ŻE TE MOJE WYWODY SĄ DYSKUSYJNE ... CIEKAWA JESTEM WASZYCH OPINII NA TEN TEMAT !

A tak na poważnie to prawie się z Tobą zgadzam. Rośliny nie powinny wymagać tyle uwagi.
Przyciąć - owszem. To daje nam pole do popisu. Trzeba umieć, ale nie trudno się nauczyć. Opryski? Jestem zdecydowanie przeciw. Jeszcze może przeciwgrzybowe ewentualnie. Ale tylko na pędy. Na glebę wolę mikoryzę, żeby same rośliny się broniły przed inwazją.
To trochę jak z antybiotykami dla ludzi - stosujesz to zwalczasz jedno choróbsko, jednocześnie wyjaławiając organizm i go osłabiając. Czasami nie ma wyjścia, ale w przeciętnym przypadku nie trzeba się truć. Można spokojnie przechorować i pozwolić organizmowi na samodzielne leczenie. Trwa to oczywiście dużo dłużej, a nie każdy może sobie pozwolić na nie chodzenie do pracy.
Z tymi suplementami diety, witaminami i siłownią jest też skomplikowana sprawa. Jeśli masz możiwość zdobycia pełnowartościowego jedzenia (kura z podwórka, prawdziwa marchewka, mleko od krowy z pastwiska), to nie potrzebujesz wiele więcej. Niestety marketowe jedzenie nie jest pełnowartościowe. Poza kaloriami i mnóstwem chemii niewiele zawiera. Wtedy dodatkowe witaminy są niestety potrzebne. Inna sprawa, że mało kto zadaje sobie trud, żeby zastanowić się czego w jego diecie rzeczywiście brakuje. Większość łyka co popadnie. Tu trochę jak z nawożeniem roślin - przesadzisz, to zrobisz więcej szkody niż pożytku.
A siłownia, chmmm... Jako budynku nie lubię. Jako metafora wymuszonego wysiłku, chyba jest niezbędna. Za dużo się wożę samochodem, a za mało biegam. Póki trzeba było kilka razy dziennie podbiec do uciekającego autobusu, to nie obrastałam tłuszczem...
