Patiann, no niestety ja też jestem baaardzo rozczarowana Novalisami. Mam trzy sztuki przesadzone ze słońca do cienie. Niestety w tymże cieniu też się przypalają kwiaty, nie wiadomo od czego. No i kolor robi się straszliwie cmentarny, jak starego plastiku. Mój mąż też ma takie odczucia i radzi mi się ich pozbyć. Okropna różyca, mimo że na zdjęciach wychodzi ładnie. Ale ja mam w nosie zdjęcia.
Dzięki za ostrzeżenie o ślimorach w stosunku do mojej nowo zakupionej szałwiuni. Będę uważać.
apus, cudna ta szałwia, zamierzam rozmnożyć i obsadzić co się da.
Lora, no niestety u mnie
Louis Odier łapie plamistość jako pierwsza. Nawet się boję, że zaraża inne i kusi mnie, żeby się jej jednak kiedyś pozbyć. Ale to tylko tak teoretycznie, bo chyba jej nie usunę. Za ładna jest mimo wszystko.
peluniu, nawałnica nie zrobiła u nas większych szkód. Troszkę pędów różanych się połamało, ale wstawiłam je do wazonu i też jest ładnie. A w innym wypadku nigdy bym nie ucięła róż, bo było by mi szkoda.
daffodlil, jaka tam reprymenda, bardzo się cieszę, że zajrzałaś, bo odwiedzin u mnie ostatnio jak na lekarstwo.
Dobrze że wspominasz o wysokości
Himmelsauge. Faktycznie, ona rozwija się jakby na parterze, no może na półpiętrze. Moja jest drugoroczniakiem, myślałam że w przyszłości sięgnie wyżej. Ale skoro nie, to nie. Tylko teraz wiem, czego oczekiwać.
Co do cięcia
Rose de Recht mam taki sam problem. To samo dotyczy
Cardinal de Richelieu. Każą ciąć dopiero po cięciu. Tak też uczyniłam i obcięłam jedną trzecią wysokości. Najgorzej jest z pędami, które są od spodu łyse i dopiero na górze się rozkrzewiają. Gdybym ucięła jedną trzecią zostałby kawałek gołego pędu. No i mam wątpliwości, czy w ogóle coś by wybiło z uśpionych oczek. Durna jestem w tym względzie. A krzaczek tymczasem robi się nieforemny.
Pokażę wam dzisiaj moją angielkę, delikatnego, niemal fruwającego anioła -
Lichfield Angel.
Miałam z tą róża problemy przez pierwsze trzy lata. Wiadomo austinka, pędy długie wiotkie i kwiaty zwisające w dół pod własnym ciężarem. Co ja się napoprzywiązywałam tych pędzików, namęczyłam, natrudziłam, a i tak wyglądało to beznadziejnie. Wreszcie postanowiłam dać jej podporę. No i bingo! Rośnie sobie bezpiecznie ograniczona. Kwitnie na pięterku, a co ma zwisać, to zwisa z góry. I tak ma właśnie być. A kwitnie dłuuugo.
