Jesienne chłody przychodzą, w zależności od roku, między sierpniem a październikiem. Za to zimy na szczęście nad morzem są łagodne, temperatura sporadycznie tylko spada poniżej minus pięć.
Ależ dziś zdjęć natrzaskałam
Wejście do domu zdobi nowo zdobyta na przecenie ismena (na fotkę załapały się też budleje i czekająca na przesadzenie do czegoś większego papryka).
Szersza perspektywa.
Leśna część, ta, gdzie na nerwach gra mi jarzębina i jeżyny.
Po wyjściu z lasu człowiek natyka się na warzywne skrzynki. Jezioro jest po lewej stronie, dom po prawej.
Bez się dziś nałapał słońca i pachniał jak szalony.
Tak wygląda ta ściana bzu z oddali.
Łuk tryumfalny z jarmużu.
Czosnek, szczypior i rukola.
Kwitnąca rukola.
Groch.
Truskawki i szczypiorek.
Jak się dziś wpatrywałam w truskawki, odkryłam, że mam co najmniej trzy gatunki mrówek; małe czerwone, małe czarne i duże czarne. Na zdjęciu przedstawiciel(ka) tych pierwszych.
Grządka kwiatowe na której dopiero teraz coś nieśmiało próbuje kiełkować.
Makowiec ;)
Patent na uprawę sałaty, zobaczymy jak się sprawdzi. Miał być na równym drągu a nie na patyku, ale zapomniałam zabrać drąga ze sklepu, został przy kasie
Część trawnikowa. Od prawej patrząc, brzoza, klon japoński, badyl morwy (na zdjęciu nie widać, ale ja wiem, że tam jest), kolejne krzewy bzu, jałowiec, dzika róża.
Część przyuliczna, nad którą zaczęłam pracować w tym roku.
Chodziłam, robiłam zdjęcia i ciągle się czułam jakaś taka obserwowana... :P
Myziadło raz jeszcze, bo Kulesław schował paszczę na widok aparatu.
