Dnia pewnego nalazłam ogłoszenie, że ktoś chce wykarczować czarny bez i przyciąć żywopłot bukszpanowy.
Skonsultowałam to z M i zadzwoniłam do tego ogłoszeniodawcy.
Umówiliśmy się, a na miejscu okazało się, że ma pełno starych bukszpanów na posesji i całego rządka sprzed frontu domu chce się pozbyć, bo elewację będzie ocieplał, a bukszpan rósł zbyt blisko.
Strasznie mi się szkoda zrobiło takich dużych starych krzewów, więc niewiele się namyślając spytaliśmy, czy zgodzi się, żebyśmy te bukszpany wykopali, o ile się da, i przetransportowali do swojego ogródka? Pan się zgodził.
Ale łatwiej powiedzieć, niż wykonać.
Bukszpany są ponad 30-letnie i rosły przy samym fundamencie.
Oczywiście zależało mi na wykopaniu jak największej bryły korzeniowej.
Działaliśmy przy tym tylko my sami we dwójkę, a właściciel wraz z szefem ekipy budowlanej przyglądali się nam z wielkim zainteresowaniem.
No, widok musiał być całkiem komiczny.
Po wykopaniu każdy krzak był wyższy od mojego M.
Były tak duże, że żeby upchnąć chociaż jeden do bagażnika, musieliśmy każdemu z nich podnieść wszystkie gałęzie i ciasno związać sznurkiem.
Tylko raz udało nam się dwie węższe sztuki wsadzić do bagażnika, a trzeci położyć na dachu.
Wyglądaliśmy jak bukszpanowa choinka na kółkach jadąca autostradą.
Pozostałe były zbyt ciężkie i obszerne, więc po jednym.
W ten sposób przewieźliśmy i wsadziliśmy u nas 11 krzewów bukszpanowych.
Przy przedostatnim M złamał bardzo porządny szpadel - po prostu zmęczenie materiału.
Ostatni wykopywaliśmy równie mocnymi widłami do kopania i siekierą.
Sąsiedzi zaproponowali, żeby je sadzić na miedzy, to będziemy mieli zieloną granicę i że w ogóle to oni się dołożą do innych krzewów na żywopłot itd. No i tak zrobiliśmy.
Był już listopad, a ja zastanawiałam się, co właściwie zrobić, żeby te krzewy się przyjęły.
Nie chciałam ich mocno przycinać, bo raz że najgęstsze były na górze i z zewnątrz, a dwa nie chciałam ich pobudzić na zimę do wzrostu - pogoda była nadal ładna i ciepła wtedy.
Zdecydowaliśmy, że nie rozwiążemy ich do wiosny, bo były bardzo ciężkie i przeważały bryłę korzeniową. Przy niektórych musieliśmy zastosować odciągi, żeby się nie poprzewracały po wsadzeniu.
A gdyby w zimie spadło dożo śniegu, to już w ogóle wszystkie by leżały.
Na wiosnę po rozwiązaniu okazało się, że bukszpany zaatakowało kilka chorób i szkodników na raz - nie dziwię się, w końcu rośliny przeżyły ciężki szok jako bardzo stare egzemplarze. Zmiana gleby, stanowiska, utrata mnóstwa korzeni.
I tak bardzo się bałam, czy w ogóle się przyjmą.
Na szczęście tamta zima była bardzo łagodna i to im chyba też pomogło.
A wiosną zakwitły i puściły młode listki!!!
Przez cały ubiegły rok stosowaliśmy na nich opryski z pożytecznych mikroorganizmów, żeby im pomóc i ograniczyć szkodniki.
Na wiosnę zostały też przycięte.
