Moje mebelki to żadne antyki ani rarytasy, ale dałam im drugie życie, część ocaliłam przed całopaleniem. Mam do nich ogromny sentyment i nie zamieniłabym ich na nic innego. A wszystko zaczęło się od tego, że gdy wykończyłam dół mojego domku na działce na tyle, że można a nawet trzeba było wstawić tam jakieś meble - to kasy na to żeby go umeblować nie było

A nie chciałam, żeby powstało tam zbiorowisko starych wersalek i fragmentów segmentów które proponowali mi znajomi zmieniający wystrój swoich mieszkań. I właśnie wtedy pojawił się pierwszy mebel. Kredens, który wyszperałam u kolegi w warsztacie, gdzie służył za skład narzędzi, rupieci i różnych innych smarów, klejów i lakierów. Oprócz tego uzyskałam jeszcze instrukcję jak tego biedaka przerobić na ozdobę salonu

Renowację przeprowadziłam za pomocą papieru ściernego drobnoziarnistego, wiaderka z wodą i sterty szmatek.
Papier moczyłam w wodzie i delikatnie usuwałam zabrudzenia, zacieki, smary i farbę olejną. Na bieżąco wycierałam oczyszczone miejsca do sucha, żeby usunąć brud i uniknąć rozmoczenia i odłażenia forniru. Ponieważ kredens nie był zaatakowany przez korniki - to po oczyszczeniu został pomalowany lakiero-bejcą w kolorze zbliżonym do oryginału.
A oto bohater tej historii we własnej osobie


Uploaded with ImageShack.us zdjęcie z 2006 roku, widać na nim parapety tuż po zamontowaniu jeszcze z pianką montażową
