Basiu, Dorotko, Irenko - Dziękuję, że jeszcze o mnie pamiętacie
Minął niemal rok od mojego ostatniego wpisu. Myślę, że większość z Was zrozumie: w zeszłym roku miałam etap zmęczenia różami i ogrodem ogólnie. Przez cały sezon nie kupiłam ani jednej róży ani innej roślinki, zaniedbałam właściwie wszystko co mogłam w ogrodzie. Nasze życie kręciło się bardziej wokół psów. Zumba okazała się diabłem wcielonym a Flama odwrotnie - uspokoiła się i wydoroślała. Od śmieci Madeja stała się innym psem - jest przekochana, ale jakby zgasła. Na szczęście Zumbę uwielbia i pozwala jej na wszystko. To nasze dziewczynki parę miesięcy temu:
Teraz Zumba przerosła Flamę.
Praktycznie od sierpnia nie robiłam nic w ogrodzie, a kiedy przyszła jesień z radością zapadłam się w fotel i zastanawiałam się czy stan zmęczenia kiedykolwiek mi minie. Nie zrobiłam ani jednego kopca różom i doszłam do wniosku, że w ten sposób dokona się naturalna selekcja. Te, które przetrwają będą miały ode mnie zielony bilet na pozostanie w ogrodzie. Oczywiście wiemy jakie ostatnio miewamy zimy, więc przetrwały właściwie wszystkie, chociaż niektóre lepiej a inne gorzej.
Najlepiej po zimie wyglądały:
Artemis, Madame Anisette, Wedding Piano, Angela, Lady of Shalott, Prix P.J. Redoute, Louise Odier, Ghita Renaissance, Leonardo da Vinci, Voyage, Olivia Rose, The Fairy, Sharifa Asma, I am Grateful... i to chyba tyle. Ach, no i oczywiście historyczne, czyli
Comte de Chambord i Jacques Cartier. Ich nawet nie trzeba byłoby ciąć, zielone od dołu do góry, całe w listkach. Najgorzej wyglądały dwa z trzech moich
Marc Chagall a
Stephanie's Rose chyba nie przeżyła, ale trudno stwierdzić, bo po ostrym cięciu teraz z ziemi wystaje kawałek zielonego patyka. Chyba zapomniała rosnąć. Pozostałe wyglądały nieźle, ale wymagały cięcia, czasami z wycinaniem całych brązowych pędów.
Zrobiłam też rewolucję w ogrodzie i zlikwidowałam rabatę tzw. "środkową" i teraz mam praktycznie pusty środek i rabaty po bokach. Potrzebowałam przestrzeni, bo ogród cały czas się rozrasta i wszystkie drzewa i krzewy z biegiem lat zajmują coraz większą powierzchnię, dają coraz więcej cienia i wszystko z roku na rok przesuwa się i zmienia.
To wymagało zmiany miejscówek dla wszystkich roślin z tej nieistniejącej już rabaty. Kilka róż zmieniło właściciela jak np.
Gartentraume (wkurzały mnie jej zwisające w dół kwiaty) i
Pastella (bo nie miałam pomysłu gdzie ją przesadzić). Róże zniosły przeprowadzkę bardzo dobrze, a wręcz odnoszę wrażenie, że wyszło im to na dobre i np. taki
Charles Darwin, mizerny w zeszłym roku, teraz ruszył pełną parą. Jestem kontenta.
Ale postanowiłam też, że zadbam bardziej o rośliny, które rosną właściwie bez opieki i bez cięcia, kopczykowania, usuwania robali itd., są wdzięczne i śliczne. Dokupiłam więc funkie, żurawki, jeżówki, pęcherznice i takie tam. Jestem bardzo kontenta.
No, ale to o różach jest. Bo kupiłam też dwie róże

O
Julie Andrieu powiedziała mi Majka już dawno, kiedy ta róża nie była jeszcze dostępna w Polsce. Widziałam, że pojawiła się w ofercie Floribundy, ale miałam być cierpliwa. Ale jak pan Tomek pokazał ją na fb, to wiedziałam, że zaraz zniknie, więc szybko kliknęłam. Żeby nie podróżowała sama, wzięłam też
Dame Judi Dench 
Julie przyjechała już z kwiatami
Judi jeszcze nie kwitnie.
A z moich stałych mieszkańców też niewiele. Do niedawna chłodne noce spowodowały, że towarzystwo dopiero się przeciąga, ziewa i zbiera mszyce na pąkach. Pierwsze kwiaty pokazała
Parfum Flower Circus
Olivia
zaraz będzie
Chippendale
A taka
Madame Anisette zapatrzyła się na sąsiada Artemisai przerosła przez i tak podcięte mocno gałęzie świerka i nie wiem jak będę wąchać ten anyż, bo jest wyższa ode mnie. Na szczęście niżej też ma dużo pąków. To tylko mały fragment kobylastego krzewu
I na koniec roślinka, którą bardzo lubię za trzy rzeczy: niezwykłe kwiatki, bezproblemowe zimowanie i to, że wiosną jest już spora i raczej jej nie wypielę w szale pozimowych porządków. Mam sześć krzaczków jarzmianki, różne odmiany
I jeszcze bardziej na koniec pogląd na rozrastanie się ogrodu. Dwa lata temu na tej rabacie było pustawo, mała krzewuszka, delikatne trawy, mały jałowiec (miał zostać mały), szczupłe pęcherznice i dużo miejsca miedzy nimi. Teraz to wygląda tak (krzewuszka ma dobre 1.50m)
Tak więc znowu mam radochę z ogrodnictwa. Mam nadzieję, że potrwa jak najdłużej
