Kogra, a więc obrywam liliowcowe pąki i gniotę. I myślę że w tym roku też było u mnie mniej zainfekowanych. Chociaż żałuję każdego zmarnowanego pączka. I jakoś ta miłość do liliowców stopniowo mi przechodzi.
Wagabunda, na budżet nie ma rady, wiadomo. Mnie tylko chodziło o to, że lepiej kupić dwie takie same róże niż każdą inną, choć w duszy chciałoby się na pewno mieć dwie odmiany.
jode, kloniki japońskie można prowadzić tak, żeby były na pieńku. Rozłożyste to one są bardzo, ale gdy się zrobi z nich parasol, można sobie u podnóża uprawiać rozmaite roślinki.
Chinanit, no wlaśnie te drobne kwiatuszki tak bardzo wyróżn iają piękną Ballerinę
Madziagos, Ballerina jest dość rozłożysta, ale ty masz dużo miejsca, więc z pewnością ładnie ją wyeksponujesz. Moja jest niestety nieco ściśnięta. U ciebie rozwinie skrzydła
a_nie, a zatem bardzo ciekawe staje się to, czym kierowano się nadając imię tej róży. Kwiaty faktycznie przypominają nieco filiżanki napełnione herbacianym naparem.
JagiS, ja chyba wolę myśleć, że imię róża Tea Clipper otrzymała od romantyka, a nie od pragmatyka, bo dzięki temu inaczej ją postrzegam. Róże nieodłącznie wiążą się dla mnie z romantyzmem.
Pulpa, dobrze że kierujesz się rozsądkiem przy doborze odmian różanych. Ja dopiero ostatnio zaczęłam używać rozumu i już nie zachłystuję się każdą nową odmianą. Zanim kupię, wertuję wszelkiei dostępne źródła i kolekcjonuję rozmaite opinie. Ale, jak wspomniałam, mam tak dopiero od całkiem niedawna.
Daffodil, cieszę się Asiu, że wspominasz o tej granicy między dobrym smakiem i kiczem. Bardzo się pilnuję, żeby w doborze dodatków jej nie przekroczyć. Czasem trudno się powstrzymać przed zakupem tych różnych drobiażdżków. W każdym razie róże muszą mieć podpory i tutaj praktyka dobrze tłumaczy umieszczanie owych podpór w ogrodzie. Poluję na jakieś nie za drogie obeliski, ale wszędzie są niestety kosmiczne ceny, nie na moją kieszeń.
Kropelko, pozdrawiam
Elwi, no nie mam niestety zdjęcia zdeformowanego pąka, bo nawet nie pomyślałam, żeby to uwiecznić. Pąki łatwo rozpoznać, są nienaturalnie napęczniałe i jakby nieco jaśniejsze. Potem robią się nieco papierowe. Ale widać to dopiero w dalszym stadium, bo początkowo wszystkie wydają się jednak podobne. No cóż, trzeba obrywać i zgniatać. Nic na to nie poradzimy. Jeśli chodzi o pajęczyny na roślinach, to zdaje się wynika to z długotrwałej suszy. Po prostu deszcz ich nie zniszczył. Brzydko to czasem wygląda, ale odnoszę wrażenie, że w te pajęczynki łapią się szkodniki. Dlatego nie usuwam.
AGNESS, rzeczywiście obrywanie pąków pomaga, ale jakoś tak przykro pozbywać się przyszłych kwiatów. Widzę, że rozlazło się toto po całym kraju z prędkością błyskawicy. Gdyby wszyscy byli świadomi zagrożenia, może łatwiej byłoby temu zapobiegać. Ja na razie staram się uświadamiać o sprawie przynajmniej swoich sąsiadów.
Aneczka1979, ja tam nie jestem żadną znawczynią w kwestii róż, ale wiesz, mam jakieś tam doświadczenie i staram się przekazywać informacje o różach rosnących na kiepskiej ziemi i o zmaganiach, jakie się z tym wiążą. Może przyda się komuś, kto tak jak ja nie ma najlepszego stanowiska ani warunków do uprawy różyczek. Co do konwalnika to na razie sobie rośnie, może mu się polepszy. W razie czego, masz go ode mnie jak w banku.
Margo, no fakt, Novalisami jestem wkurzona. Myślałam, że ADR coś jednak gwarantuje. Oczywiście dam tym różom szansę, przesadzając do cienia, bo słońca to one wręcz nienawidzą. Jeśli chodzi o Sharifę, to w dwa ubiegłe lata jej kwiaty osypywały się właściwie na drugi dzień. W tym roku zupełnie nie mogę tego powiedzieć. Krzak się rozrósł na wszystkie strony, zmężniał, a kwiaty trzymają się całkiem długo. Co prawda róża ta nie należy do odmian, które cieszą kwiatami przez dwa tygodnie albo i miesiąc, ale owszem, warto ją posadzić, bo jest naprawdę przepiękna.
Szerszy widok z kuchennego okna
