Lucynko, rodzinka już chyba jest bezpieczna. Całe szczęście, bo może im nie przeszłoby tak lekko?
Takie nowe okna, to całkiem fajna sprawa

Domek jeszcze potrzebuje kilku szlifów, ale najważniejsze, że pierwszy krok już został zrobiony.
Od razu zwróciłam uwagę na ten duecik. Wyglądają jakby powierzały sobie jakieś słodkie tajemnice
Kasiu, to angielskie wille maja takie skromne gabaryty

? Mój domek chyba puchnie z dumy, tyle się nasłuchał pochwał. ale i mi zawsze się podobał, cieszę się, że znalazł uznanie i w Twoich oczach
Gosiu, tym razem udało mi się z przetworami dzięki kilku dniom wolnego. Zazwyczaj muszę się nakombinować i odbywa się to kosztem mojego snu. A mało zrobić nie umiem, na pewno jednak nic się nie zmarnuje. Już część słoików rozeszła się po rodzince

Widocznie mniej pracuję na działce, a więcej kontempluję

Pomaleńku się przechadzam i moje oko zdąży zarejestrować i przetworzyć obraz. I tak
zespół wespół sobie działamy.
Kilka kilo przerobisz w try miga
Aniu, cóż Ty opowiadasz? Przecież Twój ogród piękny jak z obrazka

Moje różyczki w większości też są chore, ale robiąc zdjęcia omijam chore listeczki. Oczywiście jak się da, bo jak się nie da i te plamy są widoczne.
Dzisiaj trafił mi się dzień, który trafia się każdemu, chociaż nikt o takim o marzy

Na szczęście nie spotkała mnie żadna tragedia, ale gdybym mogła cofnąć czas, to z miłą chęcią bym to uczyniła.
Od samego rana los krzyczał do mnie drukowanymi literami NIE JEDŹ NA DZIAŁKĘ, ale przecież ja nie słucham takich rad. Po pracy zapakowałam torby na rower i ruszyłam. Zazwyczaj sprawdzam, czy torby nie odczepiły gumowego bagażnika. To takie trzy gumowe linki, które w razie potrzeby przytrzymują bagaż. Tym razem tego nie zrobiłam

Na dobry początek linki zerwały się i bardzo dokładnie wkręciły w przerzutki i nie było mowy o dalszej jeździe. Próby uwolnienia kół spełzły na niczym, za to moje ręce całe pokryły się smarem. Na szczęście było to jeszcze blisko pracy, zarzuciłam torby na ramię, rower pod ramię i wróciłam na plac. Poszłam po nożyczki i nóż i pomaleńku uwalniałam gumy. Szło mi to bardzo mozolnie, ale w końcu się udało
Po takim sukcesie należała mi się nagroda, czyli pyszne śniadanko u rodziców, na które umówiłam się już wczoraj. Tata zawsze kupuje mi bułeczki, za to mama nieodmiennie "zapomina" o nich i proponuje mi grzanki

. Zjadłam, trochę z nimi posiedziałam, pogadaliśmy, wypiliśmy kawę i ruszyłam dalej. Musiałam po drodze zajechać po małe nakrętki i małe słoiczki na malinowy dżemik, który miałam robić po powrocie z działki. Torby miałam zapakowane po same brzegi

Każda okropnie ciężka, ale na szczęście nie musiałam ich dźwigać, tylko załadować na rower. Wszystko szło dobrze do samego zjazdu do lasu, tam trochę zbyt ostro skręciłam kierownicą, przeciążonym tyłem roweru zarzuciło i całość razem ze mną runęła na ziemię

Na szczęście jakoś udało mi się zapanować nad szalonym rumakiem i ucierpiała tylko jedna moja łydka. Porządnie zdarłam sobie z niej skórę i posiniaczyłam. Ale poza tym wyszłam z tego bez szwanku
EM w rozmowie telefonicznej kazał mi się położyć i nie ruszać, to może jakoś uda mi się dotrwać do wieczora

I prawie go posłuchałam, bo jednak po pracy byłam zmęczona. Trochę czytałam, trochę podlewałam, posadziłam kilka czekających w poczekalni roślin i ruszyłam do boju z rabarbarem

Pierwsze starcie niestety przegrałam i połamałam rączkę od szpadla

Nawet nie sądziłam, że to będzie taka ciężka potyczka. Kopałam i kopałam, ciągle wyciągałam ogromne karpy, grubaśne korzenie i tak bez końca. W końcu musiałam się poddać i zostawić głęboki, rozryty dół

Jednak do tego będę musiała zawezwać eMa, inaczej nie da rady. A może rabarbar nie odrasta od korzeni? Sama nie wiem, ale dalej w ziemi jest ich bardzo dużo.
Bardzo mocno jesiennie zrobiło się na działce, jeszcze ciągle coś kwitnie, ale już nowych kwitnień nie przybywa. Zdjęcia będą się powtarzać, a już za chwilę zupełnie nie będzie co fotografować.
Coś chyba marudzę, przejdzie mi
Jutro piąteczek, cieszcie się więc nim, bo weekend tuż, tuż
