
Taki trochę obraz nędzy i rozpaczy ale tak sobie wegetujemy wszyscy.
Begonię przycięłam i może wiosną ją przesadzę, bo ma skłonnosci do wyrastania potwornie grubymi pędami w górę. Przycięłam ją żeby nie była taka wielka ale jakoś w tej donicy jej chyba ciasno. A piękna też nie jest.
Cytrusy też przycięłam. Jest w miarę spokój z nimi ale jak ich jakoś nie wyrównam to będzie źle. Mają dośc grube pnie ( mam je już ze 4 jak nie 5 lat) ale rosną krzakiem dzikim i to mnie drażni. Trochę ogłady im się przyda żeby wyglądały jak drzewka a nie chaszcze.
Pomelo uratowane. Jak to mówią kieliszek dobry na wszystko. Zakleszczone nasiona zmiękły i je otworzyłam.

Juz wychodzą 'łapki'. 2 sa gorsze nieco kulawe ale jak sie nie wykaraskają to je wyrwę w ramach selekcji siewek.
Nie wiem też czy zrobiłam mądrze czy nie ale na dzien dobry podlałam je neemem. To było takie moje eksperymento zapobiegawcze jakby chciał przędzior się do mnie znów wprowadzić.
Nie mam na razie żadnych mocnych obserwacji z wyjątkiem tego że ziemia jest lepsza niż myślałam. Poprzednio jak pryskałam innymi środkami to się ziemia zamieniła w glinę, a teraz prócz tego że śmierdzi niesmaczną zupą to jest nawet że. Ciekawe co dalej.
Rośnie mi awokado. Ale jakieś takie lelawe. Znowu widzę różnicę w liściach. Te są świecące i mieciutkie. Jakoś nie są wcale sztywne. Nie podoba mi się. Jest bo urosło. Jak dotrwa zimy to je wystawie na zewnątrz i niech spada
Za to porwałam się wczoraj na granat.
' mamo , ty jestes szalona ' - wrzasnęła do mnie młoda jak jej powiedziałam że musi mi wypluwać pestki bo sa mi potrzebne do siania
Hyzopy jak widac rosną. Dosiałam też innych kwiatów i obserwuję pod kątem przyszłych wysiewów.

A ten na balkonie dalej elegancki zieloniutki, przetrwał śnieg i mróz nawet że bez szwanku.