


Nadal w warunkach mieszkaniowych trudno trafić mi z optymalną wilgotnością vs. suszą dla wszystkich liściowych sukulentów. Mimo, że staram się utrzymywać najniższą do wytrzymania dla domowników temperaturę, to i tak dla sukulentów jest za ciepło - częściowo odizolowałam parapety od wpływu kaloryferów - jednak ziemia w doniczkach tak wysycha, za aż odstaje od ścianek, a niektóre roślinki nie dają rady. "Sekcja zwłok" wykazała, że na śmierć wyschło kilka mniejszych gasterii (G. bicolor cv.), wspomniane Aloe haworthioides (jednak wyschło a nie zgniło!) oraz niestety Haworthia scabra var. starkiana

Nie wiem w jakim stopniu to teraz normalne, ale Trichodiadema szykuje się do kwitnienia:

W pracy kwitną moje kliwie - najbardziej lubię te o pomarańczowych kwiatach i krótkich liściach - wprawdzie to nie sukulenty ale ubarwię taką wątek - mimo, że są takie piękne - chyba uchodzą za trochę "babcine" tj. staromodne:


Zarekwirowałam 1,5-metrowe Pachypodium; było silnie zaatakowane przez przędziorki - zmieniłam podłoże, doniczkę, usunęłam wszystkie liscie, całość obficie spryskałam trucizną - pojawiają się już nowe listki - na razie bez pasożytów!
Mam cichą nadzieję, za taki duży okaz może zakwitnie - byłaby to nagroda za rany, jakie mi ciernie zadały, kiedy wnosiłam małą, niestabilną doniczkę na trzecie piętro - Pachypodium przechyliło się z impetem na mnie i ciernie wbiły się w skroń - auuuu...ale co tam:

Ten największy okaz to prawdziwy grubas - u podstawy pęd ma średnicę jak męskie ramię - w górze widać, że nie dbano o dobre i jednolite naświetlenie, bo się trochę powykręcał, ale i tak jest niesamowity!