Zaobserwowałam dziwne zjawisko u mojej draceny wonnej, która jakiś czas temu zaczęła mi chorować. Po długiej i wyczerpującej walce o jej życie, dwa mniejsze pnie niestety odeszły w niebyt, a największy, po odcięciu większości liści i jednej rozety co prawda jeszcze do niedawna dychał, ale nic się nie działo; nie wypuszczał ani młodych rozetek ani nawet nowych liści. I tak z parę ładnych miesięcy. Kilka tygodni temu dosadziłam do niej parę pędów epipremnum, żeby nie stał taki łysy badyl i zaczęło się dziać! Z pióropusza wreszcie zaczęły wybijać nowe liście a na pniu pojawił się maciupeńki zalążek nowej rozetuni

Do tego na pinku młodej dracenki, którą jakiś czas temu również wsadziłam w miejsce jednego z obumarłych pni, również wybija nowa rozetka (jako trzecia)

Czy możliwe, że dziewczynie przypasowało towarzystwo, że to jakiś rodzaj symbiozy? Czy po prostu zbieg okoliczności?