Jacy Wy jesteście kochani, dziękuję Wam <3
Waldek po zastrzyku odżył , wczoraj już był normalny i żywiołowy. Ja nie odżyłam, ale może odżyję po dzisiejszej wizycie u dentystki jak się pozbędę guli z policzka. Pomału też odzyskuję głos i może do świąt się wykaraskam. Choć nie ukrywam, że na tym L4 całkiem dobrze
Zupełnie inne życie kiedy ma się czas na normalne życie, a nie tylko praca i praca.
Mimo wszystko ciągle nie mogę znaleźć chwili na wsadzenie na działkę tego bobu. Już mi wyskoczył do góry aż nadto, choć na początku byłam zadowolona z jego wzrostu. Niestety, ostatnie dni bez słońca, więc roślinki ciągną w górę.
Są postępy w bakłażanach - pojawiają się pierwsze listki. Szczególnie w Patio.
Kubków mam już ponad normy przyzwoitości, przepikowałam pół pomidorów, a przede mną drugie tyle.
Mogliby już dać normalną pogodę żeby się dało wystawić rośliny na balkon, zawsze to choć trochę miejsca dodatkowego.
Bratki z powodzeniem stoją już na balkonie, musiałam je wystawić , bo przepikowałam i się przeraziłam, bo nie było gdzie ich postawić. Wiosno przybywaj, ratuj!

( tak, to fasolka młodej. Puściła już kilka strączków

)
agniesz-ka
Zastanawiam się jakie zdjęcie

bo w sumie to on zdjęć ma pełno.
Nie wiem czy jest tu to foto, ale kiedyś miał piękne zdjęcie na tle kwiatowym (piwonie, róża, bzy). On ogólnie bestia fotogeniczna. Wygląda jakby był stworzony do pozowania, nikt nie wie jak bardzo go to nudzi
Odpukać, z psem mamy spokój. Ale nasze koty też bardzo chore bywały i czasem żegnaliśmy się już z nimi...
Na szczęście nasza pani doktor jest zaufana od lat, ona diagnozowała mojego Amorka ( tego łaciatego) , pomagała nam radzić sobie z jego padaczką, chorym sercem itd. Dobry lekarz to podstawa, bo nawet samo wytłumaczenie nam dużo daje. Moja pani doktor wszystko tłumaczy w wersji dla idioty, znajduje zawsze czas na rozmowę, wyjaśnienie, to nie jest tak że pies dostaje zastrzyk a my nawet nie wiemy co dostał, u niej wszystko jest zrozumiałe nawet jeśli jest to bardzo zawiłe.
No i jest precyzyjna. A zdarzyło mi się już parę razy trafić na konowała - moim kotom inny wet podał kiedyś środek do odrobaczania bydła i gołębi , który omal im nie rozsadził naczyń krwionośnych, gdyby nie pani doktor nasza to by nie dożyły tych 12 lat... Inny wet zaszczepił Waldemara tak, że pies dostał zakażenia krwi, coś a la sepsa. W kilka godzin po szczepieniu jego organizm się poddał, zaczęło mu wybijać krwinki i pies już przewracał oczami... Też go odratowała pani doktor.
Jeszcze inny wet omal nie zabił Waldka podając mu narkozę do szycia - wstrzykiwał usypiacz wstrzykiwał, aż nagle zobaczyłam w jego oczach przerażenie i okazało się, że zamiast go przyśpić prawie uśpił go na zawsze.
Jak Waldziu miał 8 mcy to jeszcze inna pani doktor stwierdziła u niego wrodzoną wadę serca. Dopiero po konsultacjach u mojej wet okazało się że tamta pani ma ustawiony zły parametr w zapisie i wychodzi bardzo wysoki jeśli się go odczytuje po naszemu...
Tak więc jak wierzę w moją wetkę jak w bóstwo, bo w tej dziedzinie nie ma wybaczania błędów.
Skoanna
Tylko potwór by się nie przejął gdyby jego zwierzęciu coś się działo.
Bardzo mnie cieszy, że tak piszesz o działce. Ma już jakąś koncepcję nadaną, jest uformowana, czego nie będę zmieniać. Trochę przyszłam na gotowe, więc teraz doprowadzenie do ładu i będzie dobrze
Aguss85
jesteś mi w stanie podać wątek gdzie jest o tym jakaś dyskusja?
Chciałabym podejrzeć poczynania innych i z czystej ciekawości zorientować się w zasięgu.
Ja szukałam jak problem się pojawił, ale nie znalazłam za wiele o tym na forum. Nawet próbowałam rozpętać dyskusję w wątku bukszpanowym, ale umarła śmiercią w zapomnieniu...
Agata69
Wald na szczęście nie ucieka. To typ "cycusia mamusi" ;) Nie widzi sensu chodzenia bez przewodnika.
Czasem się śmieję, że nawet gdybym go chciała zgubić to by się nie dało - on zawsze się mnie trzyma. Biega na ogromne dystanse, ale pointer jako pies myśliwski ma to do siebie, że zawsze biegnie przed przewodnikiem. Reszta to kwestia szkolenia - chodzenie na gwizdek, unikanie zarośli, nie gonienie zwierzyny.
Choć kiedy jesteśmy na wsi to moja mama bezmyślnie otwiera bramę i go wypuszcza żeby pobiegał. Początkowo bał się iść sam, ale zachęcony "biegnij do końca ulicy i wracaj" zaczął korzystać. A mnie serce staje jak nie widzę psa na horyzoncie. O to mam z mamą zawsze wielkie awantury. Nie chcę nawet myśleć co by było gdyby trafił na jakiegoś wiejskiego psiura, który by mu solidnie przetrzepał futro.
Maniolek, buum, Alicja125
Dziękujemy w moim i psa imieniu ;). Trzeba się jakoś podnieść z popiołów ;)
Działka czeka przecież.
Węszymy więc za wiosną i zdrowiem
