Locutus, miałam taką sytuację w ubiegłym roku - pąków zawiązały piwonie wbród - zacierałam ręce na obfite kwitnienie, oczami wyobraźni już widziałam te wazony wypełnione pękatym różem rozstawione we wszystkich pokojach domu. I co? Ledwie ścięłam dziewięć pierwszych kwiatów i zdążyłam zawieźć do pracy, to prawie wszystkie pozostałe zostały w skurczone w fazie pąków, które nie otworzyły się, a po pewnym czasie zaschły.
Ponieważ później wszystko wokół w naszej okolicy atakowała szara pleśń, nie skojarzyłam tego zjawiska z większym przymrozkiem. Ubiegłoroczny maj rzeczywiście był bardzo zimny.
A może to jedno i drugie się przyczyniło... bądź tu mądry początkujący ogrodniku.
W każdym razie ubiegłoroczna "przygoda" piwonii skończyła się dla nich wykopaniem kikkunastoletnich karp, podzieleniem ich na mniejsze, rozdaniem większości chętnym znajomym i wsadzenie w nowych miejscach w większych odstępach. Teraz nie wiem, czy nie będę sobie z tego powodu pluła w brodę, patrząc na pojedyncze listeczki piwonii i samotne kwiaty, majtające na nadmorskim wietrze
