Witojcie, kochani! Byłam w górach, ale... tylko tam

Nie udało mi się dostać do przesławetnego miejsca (kierowca autobusu był lekko nerwowym facetem, tachometr go gonił i takie tam...

). Ale nie wróciłam z pustymi rękoma.

Pozostawiwszy dziei na dworcu PKS w poczekalni, ruszyłam w Zakpocu do pobliskiej szkółki i wróciłam z sosna limbą... Zachwyciła mnie ona w tamtejszym krajobrazie swym pokrojem, kolorem i wszystkim

Dzieci inteligentne czekały cierpliwie

, a zobaczywszy mnie stwirdziły:" No, mama, nie mogłas sie powstrzymać" (oczywiście, że nie mogłam!). Z racji tego, żę podróżowałam różnymi środkami lokomocji, ograniczyłam się tylko do tej sosny (zabrałam z Tatr jeszcze kilka kamieni, niestety, te duże opuszczałam z wielkim żalem

). A widziałam też piękne szczepione buki purpurowe z karbowanymi listkami (ale aż za 150-200zł

).
Jolu, a chwaściory, łoł- te to poszalały. Niby tylko 8 dni, ale one to mają siłę wzrostu! Wczoraj to pracowałam (mimo skwaru) na dwa fronty: ogród-dom. Gorszy jednak od chwaściorów okazał się kret.

Przerył mi dosłownie całą rabatę trawiastą... Oj, ale się załamałam... Po korze w zasadzie nie ma śladu, wymieszała się z ziemią
Tadeuszu, dziękuję za miłe słowa. Przed posadzeniem krzewów staram sie uzyskac informacje o ich doceloym rozmiarze i choć szczątkowo sie do nich dostosować, aby potem uniknąć szaleństwa. Czy mi to wyjdzie- zobaczymy. JUż dziś jednak widzę, e mogę mieć problemy z niektórymi roślinami
