Oj, ilu gości.
Tak mi miło, że nie zapomniałyście o mnie. Normalnie mam wyrzuty sumienia, że tak długo się nie pokazywałam.
Będzie mi ciężko każdemu z osobna odpowiedzieć, więc może tak grupowo.

Dziękuję za tyle przemilych słów i pochwał.
Jestem na prawdę zadowolona, bardzo, bardzo z tego jak rośnie. Jeszcze nie za mocno kwitnie, ale jak zacznie......
Teraz dopiero widzę ile lat potrzebuje ogród na ukazanie się w całej krasie. A i pogoda bardzo w tym roku pomogła.
Zaczynają kwitnąć róże, pojedyncze kwiaty na rugosach, mały Chipek, Colette, LO, Braithwaite, całe w pąkach już, już. I wiem na czym zaszczepiono Stanwell`a, bo mi taki wielki kszatyniec Caniny wyrósł.

I Rose de Recht ma pierwszy kwiat, który cudnie skomponował się z piwoniami, w tym samym kolorze.
Ja Wam tak opowiadam, bo aparat został w garażu i fotek dziś nie będzie.

No może jakieś sprzed kilku dni.
Ilonko, zapraszam na dłużej. Taka cisza, aż w uszach dzwoni i dopóki sąsiad nie zacznie rząć drewna.

A jak zdrówko, bo słyszałam, że byłaś bardzo chora? Może za płytko posadziłaś cebulki, jak się lilie kładą. Czasem też się pochylają z braku słonka lub odchylają się od nagrzanych powierzchni, np. jak się posadzi zbyt blisko ściany. Nic im nie będzie, powinny utrzymać kwiaty, no chyba, że Cię wkurza. To można delikatnie wyprostować i docisnąć ziemię.
Azalio, bardzo mi przykro z powodu gradu. U mnie był, gdy lilie wyszły z ziemi, podziurawił liście ale większej krzywdy nie zrobił, gorzej z mszycami.

Jeżeli masz stojącą wode w ogrodzie to lepiej lilie wykop. Nie obcinaj łodyg, tylko w calości powsadzaj do donic. Cebule przetrwają i jesienią wsadzisz je do ziemi jak obeschnie. Na pewno zakwitną w przyszłym roku i cebule znacznie się powiększą dając więcej kwiatów.
Aniu, pierwszy raz zakwitły liliowce.

Teraz te żółte, botaniczne, ale widzę, że wszystkie mają pąki. Nareszcie zobaczę co mam.
Kasiu, Marzenko, pewnie z tui nic już nie będzie. No porażka normalnie. Tak sobie zdalam sprawę, że to rok już mija, jak była cała akcja z pierwszymi i te jakoś ciągną, w połowie. Chyba gorzej z tymi sadzonymi we wrześniu. Strasznie mi ich szkoda, bo roboty było co niemiara, podlewanie przez tyle miesięcy, sadzenie tych potworów. Trzeba się z tym pogodzić. Może będzie mi łatwiej, bo czeremchy porosły.
Ninetto, zajęło mi to kilka lat. A już trzeba by powymieniać miejscami ziemię.
Ewuniu, tak, to lubimy najbardziej.
Fotki jednak jutro, bo padam ze znęczenia.
