Witam wszystkich!
Od 6 lat mam fikusa benjamina.
Miał swoje lepsze okresy i gorsze, jak każdy. Tej zimy rósł wyjątkowo dobrze, miał duże liście jak nigdy i coraz to puszczał nowe. Chwilę przed świętami Wielkanocnymi nagle zaczął gubić liście. Dosłownie, jednego dnia było wszystko w porządku, a w ciągu 2, 3 kolejnych dni wyrzuciłam koło 50 listków. Niestety wtedy musiałam wyjechać na tydzień i, mimo że był w tym czasie podlewany, po moim powrocie był cały żółty i uschnięty. Woda jakby przepływała przez doniczkę i spływała na spodek. Nie miał ani jednego zielonego liścia. Przesadziłam go do nowej ziemi (nie był przesadzany od prawie 3 lat, co prawdopodobnie było dużym błędem). Teraz obcięłam mu zeschnięte listki oraz przycięłam gałązki. Regularnie go podlewam i liczę, że jeszcze odżyje i wypuści nowe listki.
I teraz po tej dramatycznej historii moje pytania. Co jeszcze mogę zrobić w tym momencie dla niego? Jest dla mnie naprawdę ważny i ma wartość więcej niż sentymentalną, więc nie mogę się pogodzić z jego ewentualną śmiercią
Co mogło powodować tak nagły kryzys? Wiem, że powinnam go przesadzić wcześniej, jednak jego obumieranie było naprawdę nagłe, a nie zmienił miejsca, ani warunków. Najbardziej zastanawia mnie że właśnie zimą, kiedy zazwyczaj miał słabsze okresy rósł jak szalony i nic nie zapowiadało tej tragedii
