Aniu, na pierwszej fotce jest właśnie krwiściąg. Muszę przyznać, że jak patrzę na to zdjęcie, o przechodzi mi chęć pozbycia się go

Ale muszę coś w jego sprawie zadziałać. Na pewno przynajmniej go zmniejszę.
Jeżówek jest mnóstwo, a tylko kilka na tyle charakterystycznych, że potrafię je rozpoznać. Niektóre różnią się tylko jakimiś szczegółami, że dla mnie są nie do odróżnienia. Próbowałam rozpoznać swoją pełną i niestety ta sztuka mi się nie udała.
Lilii już tylko kilka u mnie kwitnie, jeszcze można wyczuć ich zapach, ale to już ich ostatnie podrygi. Szkoda, że na ich kwitnienie znowu musimy czekać aż rok
Ewelinko, ja jeszcze się wstrzymuję przed wyrzuceniem, chociaż już kilku musiałam się pozbyć. Pozbyłam się tych, które łapały plamistość każdego roku. Pozostałym zdarza się to sporadycznie i te zostaną u mnie na dłużej

Tylko Route wodzi mnie jeszcze za nos, ale i dla niej moja cierpliwość już się kończy. Ten sezon nie jest dobry dla róż, dlatego jeszcze w następnym może próbować mnie przekonać do siebie, a jak jej się to nie uda, to się pożegnamy

Mam kilka dalii z małymi kwiatami i tych przechowywać nie będę. Gdyby chociaż kwitły obficie, to wielkość nie miałaby znaczenia. Ale jak na dużym krzaku są raptem dwa, trzy kwiatki, to lepiej sobie znaleźć inne.
Dominiko, witaj w moich skromnych progach

Moje maleństwo trudno nazwać ogrodem, ewentualnie może być ogródeczkiem i to w wersji mini. Ale jak na moje potrzeby i czas jakim dysponuję, w zupełności mi wystarczy. Roślin mam mnóstwo, bo jestem na nie zachłanna, ale już widzę, że wszystkim moim podopiecznym jest na rabatkach zbyt ciasno. Przemówiłam sobie do rozumu i ciągle liczę, że coś do mnie dotrze

Great Star jest chimerna, nie zawsze kwitnie, albo zaczyna tak późno, że przed zimą się nie wyrabia. Ale jest rzeczywiście bardzo urodziwa i dlatego znoszę jej humory.
Zaglądaj kiedy zechcesz, u mnie zawsze otwarte. Zapraszam
Basiu, nieźle musiałam się nagimnastykować, żeby mu cyknąć fotę, bo wstydliwie się odwracał od świata
Jadziu, aksamitki Fantastic to moje ulubienice

W tym roku jakoś skromnie zarówno z pszczołami jak i motylami i w zwiazku z tym czuję spory niedosyt.
Dorotko, przecież Ty masz krwiściąg, widziałam u Ciebie. Ale Twój zdecydowanie ładniejszy. Ale jeżeli i ten wpadł Ci w oko, to na wiosnę będę go dzielić i mogę posłać
To ja na jarmarku miałam wieksze szczęście, bo trafiła mi się właśnie pełna rutewka Delevaya, a pojedynczą kupiłam w BR. Od dłuższego czasu czaiłam się na zakupy u nich, a jak już tam byłam, to zamykałam tylko oczy, aby nic mi w nie nie wpadło
A, widzisz? Mówiłam, że Lesio się zna?
Maryniu, chłodu u mnie się nie doszukasz, chłodu
niet
Będąc na maminej działeczce, musiałam uwiecznić i jej roślinki
Wczoraj miałam zamiar już skoro świt pojechać na działkę, ale Kaprys oszukiwał, że za nic nie może czekać ze spacerem na pańcia i koniecznie musi pójść teraz, natychmiast

Oczywiście wszystko to była ściema, spokojnie mógł jeszcze poczekać z godzinkę. Udało mi się wyjechać dopiero piętnaście po siódmej. Ale w sobotę o tej porze na ulicach jest puściutko, to dojechałam bez przeszkód. Zatrzymałam się w przydrożnym warzywniaku kupić cebulkę. Ponieważ jednak potrzebowałam tylko jednej, na dodatek maleńkiej, to pani na mnie nie zarobiła. Zapłaciłam całe dziesięć groszy i pojechałam dalej.
A na działeczce cichutko, puściutko....Ci co tam nocowali, jeszcze spali, a domowe śpiochy też jeszcze nie powstawały z łóżek. Uwielbiam taką wczesną porę na działce. Zrobiłam pierwszy obchód i już wtedy zauważyłam, że jakiś paskud dobrał mi się do murarek. Mimo siatki, część rurek była wyciągnięta. Te jednak chyba powypadały same, bo domek był przechylony. Jednak zanim zaczęłam naprawiać szkody, to sobie wypiłam kawkę.
Okazało się. że część kokonów jest wyciągnięta, a larwy niestety pożarte. Nie wiem, czy do końca września uda mi się uchronić chociaż część pszczółek, bo dopiero wtedy można je przenieść do lodówki. Zaraz też wsiadłam do internetu, żeby poszukać co je żre, ale niestety niczego się nie dowiedziałam. Największym zagrożeniem są ptaki, a w tym wypadku, to na pewno nie one
Kręciłam się to tu, to tam.....Coś wypieliłam, coś posadziłam.....Policzyłam dyńki hokkaido i wyszło mi, że będzie ich jeszcze przynajmniej 21, a już trzy duże zabrałam do domu

Posadziłam tylko pięć sadzonek nie bardzo licząc na obfite plony, bo miałam dla nich wolny zaledwie skraweczek ziemi. Za to teraz to się rozpychają gdzie tylko mogą, pchają się na trawnik, włażą na pergolę dla róży, a nawet zaglądają do sąsiada

Już im obcięłam końcówki, żeby nie wysilały się na tworzenie nowych dyniek, a skupiły się na tuczeniu tych, co już są. Ale czy one mnie posłuchają? Już ledwo mogę dojść do kompostownika, bo wszędzie mam dynie
Z samego rana nastawiłam podlewanie i gdzieś do południa woda jakoś leciała. Ale później już ledwo ciurkała i podlewanie jednej rośliny zajmowało mnóstwo czasu. Zatem skupiłam się tylko na borówkach i hortensjach i te zostały chyba podlane porządnie.
Jak zwykle pod koniec pobytu zaczęło mi brakować czasu i latałam po działce jak kot z pęcherzem

I absolutnie nie spieszyłam się na autobus, ani tym bardziej na rower, bo ten przecież stał sobie spokojnie zaparkowany pod domkiem, ale chciałam w drodze powrotnej zajechać jeszcze do sklepu i zamówić sobie nowe torby rowerowe, bo te mi się już sfatygowały. W domu byłam dopiero przed dziewiętnastą, a tutaj pies do wyprowadzenia, pomidory do pokrojenia, lokal do ogarnięcia

Na dodatek zadzwonił eM i zaprosił mnie na zakupy do Ma...ro i nie mogłam odmówić, bo ja tam akurat lubię jeździć. Obiadu nie jedliśmy wcale, bo jakoś nie mieliśmy czasu, tacy jesteśmy zarobieni. Ja na działce, a eM na rowerowej wycieczce

W brzuchach burczy, żołądki pokurczone, a kolacja też jeszcze nie gotowa. Po drodze złapała nas burza, ale właściwie bardziej postraszyła, niż zmoczyła. Tak się zrobiło sino, że aż ciemno, błyski błyskały, grzmoty waliły dookoła a deszczyk sobie siąpił
Moje cynie w tym roku zwariowały i porosły wielkie jak drzewa. I wcale nie są wyciągnięte, są dorodne i silne. Po prostu piękne.
I na zakończenia dnia: perełeczka
