Witajcie

. Wybyłam i to dość daleko w ostatnim czasie, bo do Norwegii. Wyobraźcie sobie co tam odkryłam. Moje ulubione kwiaty to ostróżki trwałe:). Uwierzycie, że tam rosną dziko w lesie? Byłam w szoku gdy włóczyłam się po okolicy a tu taki widok. Szkoda, że nie trafiłam na kwitnienie. Tam wiosna dopiero raczkuje:)
Nie było mnie tylko 6 dni, a ogród trafił na wyjątkowe ciepło a raczej upały. Zostawiłam jakbym miała miesiąc nie wrócić

, domownik, który został w domu dostał instrukcje: co kiedy i jak podlewać. Spisał się na medal, ale podlewanie to za mało:). Plewienie solidne mnie czeka, przycinanie, za to tarasowe kwiaty bardzo przyrosły:).
A teraz szaleje u mnie burza i leje:).
Taras obsadzony naparstnicami, właśnie zaczęły kwitnąć. Lilie zeszłoroczne też dorodne, dosadziłam trochę nowych, dopiero wschodzą, więc dłużej będę miała kwiaty i piękny zapach.
Pomidory też się zabrały do życia:).
Elu w tym roku miały być sprawdzone odmiany

, a wyszło jak co roku. Sporo przysłała mi Grażynka:).
I tak to w tym roku wygląda: Malachitowa Szkatułka, Opal Essance, Anna Russian, Tołstoj, Black form Tula, Aunt Rubbys German Green, Wild Card Blues, Azoychka, Large Barred Boar, malinowy kujawski, Z koktajlowych: Cytrynek, Snow White. Od znajomej mam jeszcze Bawole, Arbuzzo i Czarnego Księcia. Ale dosłownie tych wszystkich po 1-2 krzaczki. Tyle schodzi na podlewanie tego, że z roku na rok sadzę coraz mniej.
Grażynko tak to dalej mo ogród, najstarsza jego część. Chyba dwa lata temu wycięliśmy od dołu te gałęzie, bo sięgały do ziemi i ten zakątek był w zasadzie bezużyteczny już nie mówiąc o koszeniu. Teraz wygląda tak. Ławeczka owszem:).