Aniu, dalii sporo, ale to przez czysty przypadek. Przecież ja wcale nie chciałam, a wyszło jak zwykle

Daliom do dołka sypię niewielką ilość obornika, a za jakiś czas(czerwiec) podsypuję jeszcze osmocote. Chyba im to pasowało, bo pięknie na takim żarełku rosły.
Nie potrzebowałam ani siły, ani innych sposobów do wyciągania syna z łóżka

Ale i tak mnie zaskoczył, bo jak wróciłam ze spaceru z psem, to on już był gotowy do wyjazdu
Marysiu, niestety nie mam tunelu i takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Ale mam na nie jeszcze lepszy sposób

EM w poniedziałek zabierze je z powrotem do pracy i postawi w nieogrzewanej, ale jasnej hali. I w ten sposób ja mam dalej wolną głowę, a on obowiązek dopilnowania ich

Wypełnia go bardzo sumiennie, a w maju dostaję już podrośnięte dalie w całkiem przyzwoitym stanie
Dzisiejsze słońce zrobiło mnie w przysłowiowego balona. Najpierw delikatnie spoglądało zza chmur, zastanawiało się co robić. Wreszcie podjęło męską decyzję i zaświeciło z całej siły. Zrobiło się do tego stopnia ciepło, że na spacerze z psem nawet rozpięłam kurtkę

Po powrocie do domu szybko dokończyłam przygotowania do wyjazdu i ruszyliśmy z synem do pracy. Ponieważ potomek był już gotowy, to nie chciałam przedłużać i nawet kawę zrobiłam sobie do kubka termicznego i wypiłam po drodze
Ile potrzebujemy czasu na dotarcie do działki? W sumie może około 30 minut. I w tym czasie słońce rozmyśliło się, zmieniło zdanie i schowało się za chmury. I już było wiadoma, że zza nich dzisiaj nie wyjdzie
Syn uporządkował do końca kompostownik, wykopał ogromny sadziec, który musiałam koniecznie zmniejszyć, bo zajmował mi już zbyt dużo miejsca i wykopał siewkę leszczyny, która rosła sobie już u mnie od kilku lat i w tym czasie zrobiła się sporym drzewkiem. Ja w tym czasie zdjęłam wszystkie kopczyki starszym różom. Jakoś mi to szło, chociaż dźwiganie wiader z ziemią do przyjemności nie należy. Róże posadzone na jesieni tylko troszkę odsłoniłam, niech jeszcze mają odrobinę osłony. Te najmłodsze wykazują największą chęć do życia, radośnie szczerzyły do mnie czerwone kły. Natomiast te starsze w dalszym ciągu zachowują stoicki spokój. Stoją sobie i czekają na prawdziwą wiosnę. Ciąć nawet jeszcze nie próbowałam, forsycja też jeszcze postanowiła zaczekać i nie śpieszno jej do kwitnięcia.
Małe co nie co zaczyna kwitnąć

Najbardziej był tym zachwycony chyba syn, bo on lubi kwiaty tylko wtedy, kiedy kwitną

Inaczej to jest tylko zielsko
Syn był ze mną tylko do 11.30 i pojechał na konkurs modelarski. Umówiliśmy się, że do domu wrócę sama. Bardzo szybko zaczęłam tego żałować, bo zrobiło się bardzo zimno, wietrznie i na dodatek zaczęła pokapywać mżawka

Dobrze, że ostatnio zostawiłam na działce pikowaną kamizelkę, to jeszcze ją założyłam, ale nie mogę powiedzieć, że zrobiło mi się ciepło. Było mi po prostu tylko trochę mniej zimno

Chciałam jednak jeszcze chociaż przyciąć hortensje, dlatego dalej wzięłam się do pracy. I tutaj właśnie okazało się, że jestem jednak w czepku urodzona

Syn zadzwonił, że przez nieuwagę zabrał mi wszystkie klucze i w takim razie jeszcze podjedzie i je zwróci. Przyspieszyłam ruchy, uwijałam się jak w ukropie, żeby zdążyć przed jego przyjazdem. Nie tylko przycięłam hortensje, ale nawet przygotowałam patyczki do wysłania

Przycięłam je, posortowałam i podpisałam coby się nie pomieszały. I zdążyłam to zrobić przed jego przyjazdem. Podrzucił mnie tylko na przystanek, bo tam już miałam za chwilę autobus, a sam pojechał dalej na modelarnię.
Wyjrzał spod ziemi mój pełny miłek

W ubiegłym roku był bardzo marniutki, obawiałam się, że może nie przeżyje, ale jednak dał radę. Co prawda nie zakwitnie, ale i tak się cieszę, że go mam
O 15-ej byłam z powrotem w domu, przemarznięta do szpiku kości. Niby pogoda nie obiecywała, że będzie ciepło, ale żeby aż tak? Wczoraj można było chodzić na krótki rękaw, a dzisiaj i w kurtkach było zimno

A słoneczko rano dawało nadzieję.....
Może u Was było lepiej?
