Witajcie!
Jesteśmy po pierwszej dawce Phajzera, siedzimy w domu i czekamy na niepożądane objawy, których nie ma i zapewne już nie będzie. Nawet ręka nie boli ani nie puchnie. Jest OKi!
M nawet do swoich gołąbków nie pojechał z obawy o ewentualne powikłania. Ostrożność okazała się na wyrost, ale lepiej być ostrożnym niż płakać. Jedyne, co nas martwi, to zbyt odległa data drugiego szczepienia, bo dopiero piątego maja.
Pogoda się zbiesiła i przez cały dzień po niebie pływały chmury, za którymi słoneczko schowane było jak za grubymi storami.
Mam nadzieję, że jutro będzie ładniej i zgodnie z planem uda mi się odwiedzić działkę.
Tak było w czwartek. Zapisałam i zostawiłam w zamrażarce, zapomniawszy wysłać.
Jagusiu - moja Misia nie jest dzika, ona udomowiona i wychowywana w cieplarnianych warunkach, a ja drżę o jej bezpieczeństwo niekiedy bardziej niż dawniej o bezpieczeństwo dzieci (takie jest zdanie mojego małżonka).
Na temat samopoczucia poszczepionkowego napisałam we wstępie. Jest dobrze, szczególnie cieszy mnie brak niepożądanych objawów M,

który leczy się na kilka rozmaitych poważnych chorób.
Marysiu - nie wszystkie siewki i sadzonki znajdują się na blacie, który obfociłam. Jest jeszcze regalik w tym samym oknie i cztery miniszklarenki na oknie w salonie. No i pomidorki na trzeciej części parapetu w gościnnym.
Dąb kanionowy rośnie bardzo powoli - tak mi napisał Marcin, a ciekawostką jest to, że nie gubi liści na zimę, stąd nazywają go też 'Żywym dębem'.
Natomiast jeśli chodzi o opuncje,to liczyłam na jedną, max dwie, a mam aż cztery i dużą zagwostkę ze znalezieniem dla nich bezpiecznego miejsca.
W dzieciństwie nasłuchałam się książek czytanych mamie przez mojego tatę. Mama albo coś szyła, albo łatała czy cerowała (takie były czasy), tato czytał, a ja marzyłam o tym, by jak najszybciej móc robić to samodzielnie. Tak bardzo zazdrościłam tacie.
Tak więc w dzieciństwie poznałam dzieje bohaterów powieści Sienkiewicza, Kraszewskiego, a później niektóre komedie Fredry znałam na pamięć, bo tato stworzył amatorski teatr na wsi. Na warsztat brali Fredrę, a próby odbywały się w naszym domu.
Miałam naprawdę fantastyczne dzieciństwo i wczesną młodość. Czytać nauczyłam się w wieku niespełna sześciu lat i czytałam wszystko, co mi w ręce wpadło. Najlepszym prezentem była dla mnie zawsze książka i to mi pozostało do dziś.
Teraz nie umiem skupić się, gdy nie czytam sama i jeśli nic złego mnie nie spotka, to raczej nie odmówię sobie papierowego wydania książek. Taka to ze mnie dziwaczka.
Dzięki za kciuki.

Bardzo się przydadzą, słonko zresztą również.
Buziaki ślę

i moc uścisków.
Iguniu - gratulacje przyjmuję z wdzięcznością

i nadzieją, że nic złego moich siewek nie spotka.
Ten dąb to jakiś szczególny gatunek, który podobno bardzo powolutku przyrasta. Jest więc nadzieja, że gdy osiągnie dojrzałość, to już nie ja lecz ktoś zupełnie inny będzie się martwił, co z tym fantem zrobić.
Halszko - z begoniami to jest tak, że w zasadzie zalecają przysypać bulwy cieniutką warstwą ziemi, jednak u mnie lepiej sprawdzają się bez przysypania. Ale one wolą ciepełko, więc przenieś swoje do ciepłego pomieszczenia, a szybciej się pokażą.
Po szczepieniu czuję się dokładnie tak jak przed.
Zdrówko przytulam,

dziękuję i odwzajemniam.
Iwonko1 - dziękuję w imieniu moich siewek.
Jednak muszę Ci się przyznać, że na tym blacie zmieściłam raptem niecałą połowę całości.

A jeszcze pomidorki powschodziły i coś nie coś będzie wychodziło z ziemi.
Nawozem drożdżowym podlewam od czasu do czasu, mniej więcej dwa razy w tygodniu. Mniej więcej, bo czasami udaje mi się zapomnieć.
Książki papierowe u mnie królują i nic ich nie zastąpi tak długo, jak długo dam radę czytać. Na działce też.
Oby pogoda pozwoliła nam jutro nasze działeczki odwiedzić.
Piękne dzięki za dobre życzenia,

które odwzajemniam w całości.
Witajcie w czwartek!
U mnie aura popisała się słoneczkiem i ciepełkiem. Nawet pojechałam na działkę, ale na krótko, bo na dzisiaj zaplanowałam duże zakupy. Zwykle tygodniowe zakupy robię w środy, ale wczoraj z uwagi na szczepienie odpuściłam sobie zaopatrzenie spiżarni i lodówki.
Działka nie wygląda bardzo źle, ale też nie jest zbyt dobrze. Przede wszystkim jeszcze bardzo mokro, wprawdzie kwitnie dużo krokusów, jednak większość gdzieś zaginęła, a kwitnące rozlazły się po całej działce. Miałam całe dywany krokusów, zwłaszcza botanicznych, zostały nieduże łatki, ale i tak jestem szczęśliwa, że w ogóle się pokazały.
Czeka mnie mnóstwo pracy, przede wszystkim muszę wzruszyć ziemię, by przeschła, a dopiero w dalszej kolejności będę myślała o ewentualnym sadzeniu nowych roślin.
Wysiane w tunelu rzodkiewki i sałaty ledwo, ledwo gramolą się na powierzchnię i długo trzeba będzie poczekać na ich owoce.
Maryniu - byłam na działce, ale krótko. Żal mi było wracać, jednak musiałam, bo w lodówce już niemal tylko światło było obecne.
Begonie mnie ucieszyły. Cebule były tak przesuszone, że nie spodziewałam się efektów.
Ściskam Cię mocno.
Kasiu - oj, tak! Teraz mam bardzo dobrze!
Jedyne, czego mi aktualnie brakuje, to kontaktu z dziećmi. Trojkę ich wychowałam, w większości sama, bo M albo brał nadgodziny, albo pracował za bardzo daleką granicą. A ja pracowałam zawodowo i dużo społecznie. Taka to moja natura, ale teraz już wyłącznie oddaję się pasjom i w żadne inne sprawy się za mocno nie angażuję. Kiedyś przecież odpocząć trzeba i o sobie pomyśleć. Życie jest zbyt krótkie, by nie podarować sobie choć odrobinę prywaty.
Czas tak szybko mija, że i do Ciebie niedługo uśmiechnie się nadmiar czasu do spożytkowania go na własne przyjemności. Póki co ciesz się tym, co tu i teraz, byle zdrówko dopisało.
Dziękuję za piękne słoneczko.
Na działce dzisiaj było m.in. tak:
