markoch kompostowanie w "stercie", pryzmie jest korzystniejsze niż w plastikowym pojemniku. W ogrodzie mam jeden zagłębiony w ziemi kompostownik, wyłożony płytkami chodnikowymi (zbudowany pod koniec lat 60.), oraz dwa plastikowe, zakupione 2-3 lata temu. Na te ostatnie zdecydowałam się tylko dlatego, że ogród mam w dużym mieście, na niewielkiej działce wśród domów jednorodzinnych; takie względy estetyczne
Kompostowanie na "powietrzu" przebiega szybko, łatwiej przewrócić, napowietrzyć, a gdy widzę, że dałam nadmiar trawy wkładam w nią podarte kawałki tektury czy zawartość niszczarki do papieru. Tutaj przyroda sama dba o kompost; kompostownik stoi pod krzewami, więc ma cień, ale nie jest chroniony przed deszczem: ma go tyle ile spadnie z nieba.
Kompostowanie w plastiku jest trudniejsze. Trzeba wypraktykować ile musi mieć wody! Co jakiś czas pozostawiać go otwartym. Nie może stać w słońcu, bo się szybko nagrzewa. Nie można go zalać, ani przesuszyć. Rozkładać wszystko równomiernie, zwłaszcza przy ściankach plastiku, od czasu do czasu widłami napowietrzać. Taka metoda prób i błędów: jeśli masz na dole po otwarciu drzwiczek lepką zbitą masę, pewno było za dużo wody i za dużo azotu w stosunku do węgla. Jak go uratować?
Przygotować ścinki kartonu, starych gazet (niekolorowych!), w ogrodzie pościnać ubiegłoroczne, niepotrzebne już łodygi roślin, zgrabić jakieś liście (chodzi o dodatek węgla!). Gdy pogoda będzie sprzyjająca przestawić (zdjęty) kompostownik obok i powoli całą jego dotychczasową zawartość przerzucić dodając warstwami tekturę, papier i rozdrobnione gałązki, łodyżki itp. A ziemię, którą znajdziesz na spodzie, ocenisz: czy wystarczy lekko przesuszyć, czy tylko usunąć z niej nieprzekompostowane części, które znów znajdą się w kompostowniku. Moim zdaniem - wyjmowanie czarnej, pięknej ziemi kompostowej przez dolne drzwiczki - to tylko w reklamie! Owszem, wyjmuję ziemię łopatką spod spodu, ale zawsze są w niej jakieś nieprzekompostowane resztki.