Dziękuję miłym Paniom za uznanie

a
Izie gratuluję trafnej identyfikacji. Tak, tak
Izaziem, to chyba właśnie ta róża. Wybarwienie jest zmienne i zależy od ... pobranego barwnika.
Ambo, my też lubimy to miejsce...a właściwie nie wszyscy - mój nastolatek już nie chce z nami jeździć - dziwny jakiś

.
Za to jego młodszy brat (ta mała sadzonka

) czuje się tam, jak ryba w wodzie. Działkę mamy w Czapielsku.
A dziś pojechałam na działkę na cały dzień, takie moje małe święto

. Róże mnie zadziwiły - takie były ładne i zdrowe. Spodziewałam się ataku mszyc i mrówek. Pojechałam uzbrojona w chemiczne preparaty a tu...niespodzianka

mszycy jak na lekarstwo. Ta, która była, została przeze mnie po prostu usunięta mechanicznie metodą palcową.
Dziewczyny z cieplejszych rejonów takie zdjęcia oglądają pewnie z politowaniem, ale ja biorąc poprawkę na warunki w jakich rosną moje róże i zniszczenia tegorocznej zimy, cieszę się z każdego pączka

.
Graham Thomas (jeden z dwóch, które są u mnie). Zastanawiałam się, jak będzie z jego kwitnieniem, bo rośnie w cieniu. Słońce, a właściwie półcień ma przez ok. 1 godzinę dziennie (sprawdzałam dziś z zegarkiem

). Ma 14 pączków

.
Heidetraum ma dużo pączków.
No i prawdziwa niespodzianka - moja największa bidula - Paul's Scarlet Climber (w jego przypadku "climber" to mocna przesada

). Istny kwiat paproci - kwitnie u mnie raz na sto lat i oto tadaaaaam - w tym roku zakwitnie

. Niestety jego życie jest pełne nieszczęść i tym razem coś mu nadgryzło liście i w ogóle jakiś taki bladziutki, no ale kwiatki będą

.
Raubritter, powolutku zaczyna - na jednym pączku już widać różową nutkę.
Pączek Rosarium Uetersen wpleciony w kwitnącą pęcherznicę - spodobało mi się
Dwie Rumby. Na pierwszym planie mały krzaczek. Coś mu zjadło pędy - wyglądają jak obcięte sekatorem (czyżby kosa spalinowa mojego męża?

). Na drugim planie wyższy krzaczek, na którym powolutku otwiera się pączek.
Na dziś wystarczy różyczek

.