Ten mój prawie trup, to był mój pierwszy okaz...już chyba pisałam gdzieś, że dostałam go ze cztery lata temu.
Zdziwiło mnie, że w takiej dziwnej ziemi siedzi a jak zaczął puszczać korzenie powietrzne, to uznałam, że mu
źle i najpierw upychałam je w podłoże a że on dalej walczył i szedł w górę, to mu znalazłam duuużą ceramiczną
doniczkę pełną ziemi

A co mu będę żałować. Przekwitł sobie to go codziennie podlewałam...niech ma
tak dobrze jak inne kwiatki...codziennie, bo stał na parapecie okna balkonowego...a tam słońce codziennie od
rana do 13

Więc szybko podsychał. Nawet zakwitł po raz drugi pod koniec ubiegłego roku i kwitł do
maja tego. Miał cztery spore ale tylko cztery kwiatki i nadal szedł w górę, jakby chciał wyskoczyć ze swojej donicy.
Wtedy myślałam, że kwitnie bo mu dobrze, ale teraz wydaje mi sie, że to była jego ostatnia próba przeżycia
gatunku. Gdy do mnie dotarło co mu jest, jego korzeni spod ziemi już nie było...ten jakby rdzeń rośliny był cały
martwy, suchy i pusty w środku, żyło ledwo tylko to co nad ziemią było, dwa marne, listki niczym z materiału,
pomarszczone i zrolowane plus tych kilka korzeni - jedne szły w górę inne w dół. Przesadziłam, poobcinałam,
opatrzyłam według Waszych rad i dzisiaj wygląda tak właśnie
