Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
- jonatanka
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3386
- Od: 4 mar 2012, o 12:11
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: opolskie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Są takie ogrody, do których zawsze się wraca, bo mają w sobie to coś i taki jest właśnie Twój ogród, do pozazdroszczenia, pięknie!!!
- JAKUCH
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 33423
- Od: 19 paź 2008, o 21:39
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Bytom
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko nic nie powiem tylko łał
tyle piękności w jednym miejscu nie wiadomo w którą stronę spojrzeć i która piękniejsza.Róże w tym roku dają prawdziwy pokaz
widzę to po swoich jak zaszalały, aż serce sie raduje taką ilością kwiecia.Moje róże jakoś dziwnie dobrze znoszą w tym roku upały, bo w ubiegłym mdlały bardzo .Możliwe ,ze pora deszczowa przyszła w sam raz i porządnie nawodniła tereny że wody gruntowe sie podniosły bo innego wytłumaczenia nie znajduję .Widzę to po hortensjach one zawsze najbardziej cierpią z powodu suszy, a w tym roku zaszalały wszystkie jakie mam .Dlatego pilnuję ,żeby nie zabrakło im wody. Uwiodła mnie delikatna Scarborough Fair w każdym calu 



- daysy
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4554
- Od: 13 lut 2014, o 12:45
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: woj.łódzkie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko powiem tylko oh wow
. brak mi słów, masz przepiękne krzaczyska






- Annes 77
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 11751
- Od: 6 maja 2008, o 19:11
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: lubuskie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Tak wygląda raj, budzić się w swoim łóżku, wyjść z kawką na ogród i wdychać zapachy roznoszące się wokół
Obłędne widoki, normalnie pozytywnie zazdroszczę
Austinki wylewające się z rabat, szok .Kurczę chyba się przemogę i zrobię eliksir zapachowy w beczce.No nie powiem, moje też kwitną, ale u Ciebie to jest mistrzostwo
RU cudna, bardzo ładnie wygląda na białej pergoli.Ona ma bardzo ciekawe kwiaty.Dają po oczach, ale wcale mnie to nie razi.
Brawo

Obłędne widoki, normalnie pozytywnie zazdroszczę


RU cudna, bardzo ładnie wygląda na białej pergoli.Ona ma bardzo ciekawe kwiaty.Dają po oczach, ale wcale mnie to nie razi.
Brawo

-
- 30p - Uzależniam się...
- Posty: 40
- Od: 2 sie 2017, o 08:24
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Oj
,już wiem dlaczego wyrzuciłaś z ogrodu Eden Rose. Ten ogród to Eden więc ona tam zbędna.
. Twoim znajomym Dorotko wcale się nie dziwię że robili sobie zdjęcia. Ja im się dziwię, że nie robią ich do tej pory. To co stworzyłaś jest przepiękne. Widać ogrom pracy i największe na świecie serce. Oj kochacie się to widać. 



- kania
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3205
- Od: 25 maja 2009, o 10:09
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Gdańsk i okolice
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko, jak się widzi tyle róż, to można oszaleć ze szczęścia!
Bardzo dorodne masz je wszystkie, tłuściutkie, rumiane. Jestem ciekawa czy potrafiłabyś wybrać tę jedną, bez której nie wyobrażasz sobie ogrodu. Jedną to zbyt trudne zadanie ale powiedzmy pięć z tych dwóch setek, które masz
. Mnie wyjątkowo urzekła Emily Bronte. Bardzo lubię róże w tym typie. Chociaż ma delikatną barwę, to przyciąga wzrok pięknym kształtem kwiatu i grą kolorów, jakby świeciła na rabacie
.



- dorotka350
- -Moderator Forum-.
- Posty: 5520
- Od: 26 maja 2014, o 20:18
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: mazowieckie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Witajcie!
Upały i susza wykańczają róże. Już nawet nie pamiętam kiedy porządnie popadało. Jest tak źle, że ogarnęło mnie zniechęcenie. Tyle wysiłku, potu, bolących pleców i zaczynam sobie zadawać pytanie - Po co? Czy warto? Skoro palące niemiłosiernie słońce i tragiczna susza niweczą tyle wysiłku zaledwie w ciągu dwóch tygodni...
Wyschnięta trawa, suszki zamiast kwiatów. Może rzeczywiście M ma rację i trzeba zmniejszyć ilość róż? Kilka dni temu, niedaleko nas spaliło się kilka hektarów lasu. Sytuacja na Mazowszu jest dramatyczna i jak na razie nic nie zapowiada poprawy. W prognozach nadal bez znaczących opadów...
Wczoraj zaczęłam najbardziej przez siebie nielubianą czynność - obcinanie przekwitłych, bądź jak kto woli, uprażonych kwiatów. Zajęcie jest monotonne i zapewne będzie trwało kilka dni, ale na szczęście sporo jeszcze kwitnie, chociaż nie wyglądają już tak bajecznie kolorowo. Kwiaty wyblakły od słońca i widać, że same krzaczki są zmęczone. Robactwo na razie przystopowało, ale zauważyłam pierwsze oznaki mączniaka. No tak, zawsze coś...
Ale dość już tego narzekania i czas na odpowiedzi.




Majeczko, wszelki duch...
Bardzo się cieszę z Twojego wpisu. Czekam z niecierpliwością
na tegoroczne fotki i kilka słów o nowościach. Nie wierzę, że nic nie kupiłaś w tym roku

Po mocnym, wiosennym cięciu LO wreszcie zakwitła jak należy

Basiu, oj szkodzi, tylko na fotkach wszystkiego nie widać. A szkodzi przede wszystkim ogromna susza, która zaczyna mnie coraz bardziej martwić
Crocus Rose ma spokojnie nawet więcej niż 180 cm. I to nie tylko w górę, ale i wszerz. Jeśli chodzi o tego potwora, to nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie pomogło wiosenne, mocne, radykalne cięcie. Efekt był tylko taki, że zakwitła później niż zwykle. Za to jeszcze bardziej się rozkrzewiła i znów osiąga monstrualne rozmiary. Już sama nie wiem jak postępować z tą różą. Ciąć mocno - źle. Nie ciąć wcale - jeszcze gorzej

Krysiu, tak, Alexandra wymaga podwiązywania, bo ma taki trochę pokraczny pokrój. Rośnie, a właściwie rosną, (bo mam dwa krzaki) w każdą możliwą stronę. A ponieważ kwiaty są wielkie i ciężkie, na dodatek zebrane po kilka na pędzie, to wymagają podwiązania. Byle wichura i wszystko leży na ziemi. Akurat z nią mam doświadczenie i już nie raz podnosiłam te ciężkie pędy z ziemi

Joasiu, jest mi niezmiernie miło Ciebie gościć. Wpadaj kiedy tylko masz ochotę

Jadziu, pokaz był, ale zbyt krótko. Upały załatwiły sprawę i teraz ogarnęło mnie zniechęcenie. Zbyt szybko wszystko przekwitło, a raczej upiekło się w niemiłosiernie palącym słońcu. Szkoda tyle włożonej pracy...Ech... Już nie mam siły do podlewania. System nawadniający przy takiej suszy jest niewystarczający. Za dużo mam róż i po prostu nie daję sobie z tym wszystkim rady. Zaczyna do mnie docierać, że stałam się niewolnikiem własnego ogrodu i czuję się jak więzień na galerach. Nie tak miało być! Ogród miał cieszyć, a nie być uciążliwym obowiązkiem! Samo się nic nie zrobi, a przy tej ilości krzaków, tym bardziej. Muszę chyba przemyśleć i zmniejszyć swój stan posiadania, bo inaczej nic z tego nie będzie
Thomas a Becket - nowy zakup z tego sezonu

Daysy, krzaczyska porosły zbyt wielkie i nie dość, że zajmują dużo miejsca, to ich ilość zaczyna przerastać moje siły przerobowe, a ogród powoli przestaje mnie cieszyć. Może inaczej bym na wszystko spojrzała gdyby nie susza i tropikalne temperatury. Dopiero druga połowa czerwca, a ja już czuję się zmęczona


Aniu - Annes, większość Austniek niestety przekwitła. Zbyt szybko jak dla mnie. Teraz trzeba to wszystko ciąć i smutno się robi, że to już, tak migiem.
To jest myśl! Już dawno mówiłam, że nie ma to jak końskie "złotko"
A RU odkryłam na nowo. To stare, poczciwie różysko, którego chciałam się pozbyć. Chyba wyczuła 'klimat', bo postanowiła zrobić mi niespodziankę i zakwitła na maksa. W tej sytuacji na pewno z niej nie zrezygnuję. Tym bardziej, że nawet te tropiki jakoś nie są w stanie jej zaszkodzić i nadal niezmordowanie kwitnie, a same kwiaty, choć jaśniejsze, to nie wyglądają wcale na umęczone.

Prawda jest jednak taka, że moja Edenka nie chwyciła mnie za serducho. Ani nie kwitła zjawiskowo, ani kwiaty również jakoś nie przypadły mi do serca. Na dodatek miała dwa badylki i była bardzo himeryczna. No i w związku z tym trza się było rozstać. Będę jej urodę podziwiać w innych ogrodach
Róże nadal kocham, chociaż w ostatnich dniach dopadło mnie tzw. zmęczenie materiału i spadek formy. Wszystkiemu winne skwar, żar z nieba i tragiczna susza. Ale nic, to! Przetrwam i za jakiś czas chęci do ogrodowania powrócą. Bo jednak nie wyobrażam sobie ogrodu bez róż.

Kasiu, a wiesz, że ostatnio nawet się zastanawiałam co bym odpowiedziała na zadane mi pytanie o tę jedną, jedyną, naj? Ty pytasz o pięć, a ja nadal się zastanawiam, które spośród nich wybrać...
Ale, pobawię się chwilkę i spróbuję odpowiedzieć na to bardzo ciekawe pytanie.
Po dłuższym zastanowieniu wybrałam 12 sztuk. Nijak nie mogłam skrócić tej listy, bo uważam, że każda z nich zasługuje na to, żeby o niej wspomnieć. Kolejność jest afabetyczna. Może potem spróbuję jeszcze ustawić podium dla pierwszej trójki.
Tegoroczny debiut - The Mayflower

cd. za chwilę

Upały i susza wykańczają róże. Już nawet nie pamiętam kiedy porządnie popadało. Jest tak źle, że ogarnęło mnie zniechęcenie. Tyle wysiłku, potu, bolących pleców i zaczynam sobie zadawać pytanie - Po co? Czy warto? Skoro palące niemiłosiernie słońce i tragiczna susza niweczą tyle wysiłku zaledwie w ciągu dwóch tygodni...

Wczoraj zaczęłam najbardziej przez siebie nielubianą czynność - obcinanie przekwitłych, bądź jak kto woli, uprażonych kwiatów. Zajęcie jest monotonne i zapewne będzie trwało kilka dni, ale na szczęście sporo jeszcze kwitnie, chociaż nie wyglądają już tak bajecznie kolorowo. Kwiaty wyblakły od słońca i widać, że same krzaczki są zmęczone. Robactwo na razie przystopowało, ale zauważyłam pierwsze oznaki mączniaka. No tak, zawsze coś...

Ale dość już tego narzekania i czas na odpowiedzi.




Majeczko, wszelki duch...




Po mocnym, wiosennym cięciu LO wreszcie zakwitła jak należy

Basiu, oj szkodzi, tylko na fotkach wszystkiego nie widać. A szkodzi przede wszystkim ogromna susza, która zaczyna mnie coraz bardziej martwić

Crocus Rose ma spokojnie nawet więcej niż 180 cm. I to nie tylko w górę, ale i wszerz. Jeśli chodzi o tego potwora, to nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie pomogło wiosenne, mocne, radykalne cięcie. Efekt był tylko taki, że zakwitła później niż zwykle. Za to jeszcze bardziej się rozkrzewiła i znów osiąga monstrualne rozmiary. Już sama nie wiem jak postępować z tą różą. Ciąć mocno - źle. Nie ciąć wcale - jeszcze gorzej


Krysiu, tak, Alexandra wymaga podwiązywania, bo ma taki trochę pokraczny pokrój. Rośnie, a właściwie rosną, (bo mam dwa krzaki) w każdą możliwą stronę. A ponieważ kwiaty są wielkie i ciężkie, na dodatek zebrane po kilka na pędzie, to wymagają podwiązania. Byle wichura i wszystko leży na ziemi. Akurat z nią mam doświadczenie i już nie raz podnosiłam te ciężkie pędy z ziemi


Joasiu, jest mi niezmiernie miło Ciebie gościć. Wpadaj kiedy tylko masz ochotę


Jadziu, pokaz był, ale zbyt krótko. Upały załatwiły sprawę i teraz ogarnęło mnie zniechęcenie. Zbyt szybko wszystko przekwitło, a raczej upiekło się w niemiłosiernie palącym słońcu. Szkoda tyle włożonej pracy...Ech... Już nie mam siły do podlewania. System nawadniający przy takiej suszy jest niewystarczający. Za dużo mam róż i po prostu nie daję sobie z tym wszystkim rady. Zaczyna do mnie docierać, że stałam się niewolnikiem własnego ogrodu i czuję się jak więzień na galerach. Nie tak miało być! Ogród miał cieszyć, a nie być uciążliwym obowiązkiem! Samo się nic nie zrobi, a przy tej ilości krzaków, tym bardziej. Muszę chyba przemyśleć i zmniejszyć swój stan posiadania, bo inaczej nic z tego nie będzie

Thomas a Becket - nowy zakup z tego sezonu

Daysy, krzaczyska porosły zbyt wielkie i nie dość, że zajmują dużo miejsca, to ich ilość zaczyna przerastać moje siły przerobowe, a ogród powoli przestaje mnie cieszyć. Może inaczej bym na wszystko spojrzała gdyby nie susza i tropikalne temperatury. Dopiero druga połowa czerwca, a ja już czuję się zmęczona



Aniu - Annes, większość Austniek niestety przekwitła. Zbyt szybko jak dla mnie. Teraz trzeba to wszystko ciąć i smutno się robi, że to już, tak migiem.
Rozbawiłaś mnie tym eliksiremKurczę chyba się przemogę i zrobię eliksir zapachowy w beczce

A RU odkryłam na nowo. To stare, poczciwie różysko, którego chciałam się pozbyć. Chyba wyczuła 'klimat', bo postanowiła zrobić mi niespodziankę i zakwitła na maksa. W tej sytuacji na pewno z niej nie zrezygnuję. Tym bardziej, że nawet te tropiki jakoś nie są w stanie jej zaszkodzić i nadal niezmordowanie kwitnie, a same kwiaty, choć jaśniejsze, to nie wyglądają wcale na umęczone.

Beatko, he, he może być i takOj, już wiem dlaczego wyrzuciłaś z ogrodu Eden Rose. Ten ogród to Eden więc ona tam zbędna.


Róże nadal kocham, chociaż w ostatnich dniach dopadło mnie tzw. zmęczenie materiału i spadek formy. Wszystkiemu winne skwar, żar z nieba i tragiczna susza. Ale nic, to! Przetrwam i za jakiś czas chęci do ogrodowania powrócą. Bo jednak nie wyobrażam sobie ogrodu bez róż.

Kasiu, a wiesz, że ostatnio nawet się zastanawiałam co bym odpowiedziała na zadane mi pytanie o tę jedną, jedyną, naj? Ty pytasz o pięć, a ja nadal się zastanawiam, które spośród nich wybrać...

Po dłuższym zastanowieniu wybrałam 12 sztuk. Nijak nie mogłam skrócić tej listy, bo uważam, że każda z nich zasługuje na to, żeby o niej wspomnieć. Kolejność jest afabetyczna. Może potem spróbuję jeszcze ustawić podium dla pierwszej trójki.
Tegoroczny debiut - The Mayflower

cd. za chwilę
- dorotka350
- -Moderator Forum-.
- Posty: 5520
- Od: 26 maja 2014, o 20:18
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: mazowieckie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
I tak na liście znalazły się:
Abraham Darby - za cudne, zniewalająco pachnące, ogromne kwiaty i niesamowity wigor. Zdrowie również mu dopisuje
Artemis - za wigor, kwiaty w ilościach hurtowych, kwitnące w bukietach i zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie. Mam tę różę od 2013 roku i jeszcze nigdy nie miała ani jednego brzydkiego listka. Nieraz choroby wokół niego szalały, a on nic sobie z tego nie robił, tylko rósł silny i zdrowy jak koń.
Boscobel - ilość kwiatów za "trzech", a przy tym za zdrowie i bardzo dobrą powtarzalność
Emily Bronte - przede wszystkim za odporność na afrykańskie upały, wigor, śliczne, trwałe kwiaty. To najmłodsza róża z tej dwunastki, bo to dopiero jej drugi sezon, więc jeszcze dość trudno oceniać jej zdrowotność. Jak na razie wszystko ok.
Garden of Roses - za całokształt. Kto ma u siebie tę różę, ten wie o czym myślę. To róża niezawodna, chętna do kwitnienia, bardzo dobrze powtarzająca i zdrowa
Gefylt - to terminatorka. Może kwiat z bliska nie powala na kolana swoją urodą. Nie jest napakowany jak Austinki, no i ten kolor. Niektórzy nie lubią czerwieni. Ale ja tę różę uwielbiam, bo jest niezawodna. Jak kwitnie, to na bogato. Jest bardzo wytrzymała nie tylko na ekstremalnie wysokie temperatury, ale i w tę drugą stronę również. Ma wysoką mrozoodporność. Nigdy niczym nie okrywana, zimuje bez kopców, a wiosną w zasadzie nie ma co ciąć, bo wszystko jest zielone. Tworzy niezwykle zgrabny krzak, praktycznie bez formowania. Ona ma tak sama z siebie. A przy tym jest zdrowa do obrzydliwości. Nigdy nic jej nie dolega. Mam tę odmianę od jesieni 2012 roku
Geoff Hamilton - za zgrabny, piękny pokrój, cudne, pachnące kwiaty i zdrowie. Kwitnie bardzo obficie i chociaż znacznie słabiej powtarza, to te pierwsze kwitnienie zazwyczaj jest zjawiskowe
Granny - dorodna dziewucha jakby to określiła Jagna. Można by pozostać przy tym jednym zdaniu, ale dodam jeszcze, że zachwyca ogromną ilością trwałego kwiecia i to zarówno w pierwszym jak i w drugim kwitnieniu. A to już rzadkość! Jest także zdrowa jak rzepa i rozrasta się do monstrualnych rozmiarów. Niestety dla mnie głównie wszerz, przez co cierpią posadzone obok niej koleżanki
Heathcliff - za cudne, ogromne kwiaty, w pięknym purpurowym kolorze. Za duży wigor, obfite kwitnienie i zdrowie
Lady of Shalott - jak na prawdziwą Lady przystało - za prześliczne, pełne wdzięku i gracji, zwiewne kwiaty
A przy tym to silnie rosnąca odmiana, pięknie się krzewi. Właśnie wypuściła od dołu, cztery, nowe pędy. Bardzo szybko tworzy nowe zawiązki pączków, przez co przerwy pomiędzy kwitnieniami są prawie niezauważalne. U mnie to już drugi rzut w tym sezonie
Leonardo da Vinci - mówią o niej, że to plastikowa róża. Zupełnie niesprawiedliwe określenie tej pięknej odmiany. Mam dwa krzaczki i chociaż różnią się od siebie wigorem, to jeśli chodzi o ilość kwiatów - jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Kwitną bardzo obficie, a przy tym kwiaty są trwałe, dość wytrzymałe na słońce i bardzo ładne. Krzewią się bardzo dobrze. Ze zdrowiem już bywa różnie. Jeden z tych moich dwóch krzaczków czasami łapie plamistość.
Olivia Rose - kolejna zgrabna dziewczyna. Dobrze się krzewi, kwitnie bardzo obficie pięknymi, kwiatami w porcelanowym różu. Powtarza równie dobrze i bardzo szybko wypuszcza nowe przyrosty, tworząc kolejne pączki. Zdrowa odmiana, chociaż z zimowaniem miewa trochę kłopotów. Po zimie jest zawsze co ciąć, ale szybko wypuszcza nowe przyrosty i w maju wcale nie widać, że był jakiś problem.
Uporczywie pchają mi się jeszcze dwie odmiany, które według mnie zasługują na uwagę. Mianowiecie - Sir John Betjeman i Jude de Obscure. Obie róże cenię za obfitość kwitnienia i piękne krzewienie. Na dodatek Sir John ma bardzo trwałe kwiaty, kwitnące całymi pękami. I tak miałam wybrać pięć najlepszych, a skończyło się na 14
A ponieważ zostałam poproszona o wybranie tylko pięciu, więc w pierwszej piątce znajdą się:
Abraham Darby - za ogromne i cudnie pachnące kwiaty
Artemis - za całokształt
Gefylt - za obfite kwitnienie i niezawodność
Granny - jak wyżej
Boscobel - za powalające kwitnienie i urodziwe kwiaty
Ciekawa jestem Waszych opinii...
Na zakończenie kilka fotek tego, czego jeszcze słońce nie zdołało zniszczyć






Abraham Darby - za cudne, zniewalająco pachnące, ogromne kwiaty i niesamowity wigor. Zdrowie również mu dopisuje

Artemis - za wigor, kwiaty w ilościach hurtowych, kwitnące w bukietach i zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie. Mam tę różę od 2013 roku i jeszcze nigdy nie miała ani jednego brzydkiego listka. Nieraz choroby wokół niego szalały, a on nic sobie z tego nie robił, tylko rósł silny i zdrowy jak koń.
Boscobel - ilość kwiatów za "trzech", a przy tym za zdrowie i bardzo dobrą powtarzalność

Emily Bronte - przede wszystkim za odporność na afrykańskie upały, wigor, śliczne, trwałe kwiaty. To najmłodsza róża z tej dwunastki, bo to dopiero jej drugi sezon, więc jeszcze dość trudno oceniać jej zdrowotność. Jak na razie wszystko ok.

Garden of Roses - za całokształt. Kto ma u siebie tę różę, ten wie o czym myślę. To róża niezawodna, chętna do kwitnienia, bardzo dobrze powtarzająca i zdrowa

Gefylt - to terminatorka. Może kwiat z bliska nie powala na kolana swoją urodą. Nie jest napakowany jak Austinki, no i ten kolor. Niektórzy nie lubią czerwieni. Ale ja tę różę uwielbiam, bo jest niezawodna. Jak kwitnie, to na bogato. Jest bardzo wytrzymała nie tylko na ekstremalnie wysokie temperatury, ale i w tę drugą stronę również. Ma wysoką mrozoodporność. Nigdy niczym nie okrywana, zimuje bez kopców, a wiosną w zasadzie nie ma co ciąć, bo wszystko jest zielone. Tworzy niezwykle zgrabny krzak, praktycznie bez formowania. Ona ma tak sama z siebie. A przy tym jest zdrowa do obrzydliwości. Nigdy nic jej nie dolega. Mam tę odmianę od jesieni 2012 roku

Geoff Hamilton - za zgrabny, piękny pokrój, cudne, pachnące kwiaty i zdrowie. Kwitnie bardzo obficie i chociaż znacznie słabiej powtarza, to te pierwsze kwitnienie zazwyczaj jest zjawiskowe

Granny - dorodna dziewucha jakby to określiła Jagna. Można by pozostać przy tym jednym zdaniu, ale dodam jeszcze, że zachwyca ogromną ilością trwałego kwiecia i to zarówno w pierwszym jak i w drugim kwitnieniu. A to już rzadkość! Jest także zdrowa jak rzepa i rozrasta się do monstrualnych rozmiarów. Niestety dla mnie głównie wszerz, przez co cierpią posadzone obok niej koleżanki

Heathcliff - za cudne, ogromne kwiaty, w pięknym purpurowym kolorze. Za duży wigor, obfite kwitnienie i zdrowie

Lady of Shalott - jak na prawdziwą Lady przystało - za prześliczne, pełne wdzięku i gracji, zwiewne kwiaty


Leonardo da Vinci - mówią o niej, że to plastikowa róża. Zupełnie niesprawiedliwe określenie tej pięknej odmiany. Mam dwa krzaczki i chociaż różnią się od siebie wigorem, to jeśli chodzi o ilość kwiatów - jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Kwitną bardzo obficie, a przy tym kwiaty są trwałe, dość wytrzymałe na słońce i bardzo ładne. Krzewią się bardzo dobrze. Ze zdrowiem już bywa różnie. Jeden z tych moich dwóch krzaczków czasami łapie plamistość.
Olivia Rose - kolejna zgrabna dziewczyna. Dobrze się krzewi, kwitnie bardzo obficie pięknymi, kwiatami w porcelanowym różu. Powtarza równie dobrze i bardzo szybko wypuszcza nowe przyrosty, tworząc kolejne pączki. Zdrowa odmiana, chociaż z zimowaniem miewa trochę kłopotów. Po zimie jest zawsze co ciąć, ale szybko wypuszcza nowe przyrosty i w maju wcale nie widać, że był jakiś problem.
Uporczywie pchają mi się jeszcze dwie odmiany, które według mnie zasługują na uwagę. Mianowiecie - Sir John Betjeman i Jude de Obscure. Obie róże cenię za obfitość kwitnienia i piękne krzewienie. Na dodatek Sir John ma bardzo trwałe kwiaty, kwitnące całymi pękami. I tak miałam wybrać pięć najlepszych, a skończyło się na 14

A ponieważ zostałam poproszona o wybranie tylko pięciu, więc w pierwszej piątce znajdą się:
Abraham Darby - za ogromne i cudnie pachnące kwiaty
Artemis - za całokształt
Gefylt - za obfite kwitnienie i niezawodność
Granny - jak wyżej
Boscobel - za powalające kwitnienie i urodziwe kwiaty
Ciekawa jestem Waszych opinii...

Na zakończenie kilka fotek tego, czego jeszcze słońce nie zdołało zniszczyć






- daysy
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4554
- Od: 13 lut 2014, o 12:45
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: woj.łódzkie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko rozumiem Cię doskonale, u mnie susza już trzeci rok z rzędu, nie wiem ile potrzeba byłoby opadów, żeby ziemia nasiąkła na odpowiednią głębokość. Już w ubiegłym roku w mediach lokalnych mówiono o suszy fizjologicznej. Ten rok tylko pogłębia ten efekt.
Podlewanie niewiele daje, rośliny marnieją w oczach, najdotkliwiej odczuwają to tegoroczne róże. Nad posadzonymi w donicach mam kontrolę, ale te rosnące w glebie bardzo słabo się zbierają.
Coraz częściej nachodzą mnie myśli aby dać sobie spokój, róż coraz więcej, panny potrzebują naprawdę wiele opieki aby wyglądały pięknie. Mnie już brakuje czasu na systematyczną opiekę nad nimi a to przekłada się na ich kondycję.
Swoje róże tnę już od kilku dni, jeśli mają się piec, to wolę je przyciąć aby zmniejszyć masę zieloną ii przygotować do następnego kwitnienia. Może w końcu jakieś opady nadejdą i drugie kwitnienie będzie znacznie dłuższe. Jutro pod sekator idą wszystkie Garden of Roses, przekwitły w tym roku bardzo szybko. Nic dziwnego rosną na przysłowiowej patelni.
Co prawda na konic miesiąca zapowiadają upały do 36 stopni, ale może lipiec będzie chłodniejszy i bardziej przekropny, przynajmniej tego bym sobie życzyła.
Mimo takiej suszy i tak masz wiele cudnie kwitnących róż, to zaleta tak dużej ich ilości w ogrodzie, zawsze coś się uchowa dłużej.
Podlewanie niewiele daje, rośliny marnieją w oczach, najdotkliwiej odczuwają to tegoroczne róże. Nad posadzonymi w donicach mam kontrolę, ale te rosnące w glebie bardzo słabo się zbierają.
Coraz częściej nachodzą mnie myśli aby dać sobie spokój, róż coraz więcej, panny potrzebują naprawdę wiele opieki aby wyglądały pięknie. Mnie już brakuje czasu na systematyczną opiekę nad nimi a to przekłada się na ich kondycję.
Swoje róże tnę już od kilku dni, jeśli mają się piec, to wolę je przyciąć aby zmniejszyć masę zieloną ii przygotować do następnego kwitnienia. Może w końcu jakieś opady nadejdą i drugie kwitnienie będzie znacznie dłuższe. Jutro pod sekator idą wszystkie Garden of Roses, przekwitły w tym roku bardzo szybko. Nic dziwnego rosną na przysłowiowej patelni.
Co prawda na konic miesiąca zapowiadają upały do 36 stopni, ale może lipiec będzie chłodniejszy i bardziej przekropny, przynajmniej tego bym sobie życzyła.
Mimo takiej suszy i tak masz wiele cudnie kwitnących róż, to zaleta tak dużej ich ilości w ogrodzie, zawsze coś się uchowa dłużej.
- jonatanka
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3386
- Od: 4 mar 2012, o 12:11
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: opolskie
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko widać , ile serca włożyłaś w ogród a Twoja ciężka praca przyniosła wspaniałe efekty. Mieć taki ogród to marzenie.
Emily Bronte śliczna panienka, szkoda że niedostępne w naszych szkółkach.
The Mayflower zapisany do kajetu ,jak poradził sobie z upałami?
dziękuję za opis odmian, na pewno bedzie dla mnie bardzo pomocny. Zaczęłam się zastanawiać czy przy wyborze nie skupiac się bardziej na starszych i sprawdzonych odmianach. Jak oceniasz trwałość kwiatów z zakupionych nowości?
Emily Bronte śliczna panienka, szkoda że niedostępne w naszych szkółkach.
The Mayflower zapisany do kajetu ,jak poradził sobie z upałami?
dziękuję za opis odmian, na pewno bedzie dla mnie bardzo pomocny. Zaczęłam się zastanawiać czy przy wyborze nie skupiac się bardziej na starszych i sprawdzonych odmianach. Jak oceniasz trwałość kwiatów z zakupionych nowości?
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Z jednej strony bardzo smutno czyta się Twoje rozterki, z drugiej doskonale wiem o czym mówisz. Ja miałam takiego totalnego różano-ogrodowego doła w zeszłym roku. Właściwie niewiele robiłam w ogrodzie, ale przynajmniej podlewaniem nie musiałam się martwić bo zeszłe lato było w miarę wilgotne. Ja mam około setki krzewów, więc chyba połowę tego co Ty, albo nawet mniejszą połowę
Jak na tę chwilę raz na parę dni podlewam wszystkie rabaty i przy tej ilości róż jakoś jeszcze mnie to jeszcze bardzo nie męczy, ale wiem, że te moje działania mają się nijak do ulewnego deszczu, którego też wypatruję. A tak jak piszesz: to dopiero połowa czerwca
Na tę chwilę bardziej zniechęca mnie fakt, że idealnie wypielona rabata, po tygodniu już jest z powrotem zarośnięta chwastami. To dosłownie syzyfowa praca.
Założę się, że też tak masz, że jak zapowiadają burze z ulewą to się cieszysz, a kiedy ten deszcz nie przychodzi, albo zmieniają się prognozy na brak deszczu, to psuje Ci to humor tak mocno, że wszystko denerwuje i ogarnia Cię klasyczny wk...rw na długo, jakby spotkała Cię duża przykrość. Ja tak mam.
Chyba trzeba tak zacząć robić, że w ogrodzie powinny zostać tylko te róże, które nie potrzebują, żeby koło nich skakać a i tak są silne i piękne. Tylko takie Artemisy, Gefylty, Garden of Roses czy Granny, a reszta jak kaprysi - do oddania. Przy mniejszej ilości róż, nawet podlewanie czy cięcie nie powinno tak bardzo dać poczucia wysiłku na darmo. Z ciężkim sercem, ale popieram Twój plan ograniczenia ilości róż, bo się zamęczysz. Bycie niewolnikiem własnego ogrodu - bardzo smutne, ale bardzo obrazowe
Chcąc dokonać selekcji, nie kopczykowałam róż na zimę, ale tylko dwie nie odbiły, bo zima była łagodna. Natomiast niektóre radzą sobie kiepsko i poprawa w mojej psychice jest taka, że zupełnie się tym nie przejmuję i jak do końca sezonu się nie pozbierają, to bez żalu się rozstaniemy.
Bardzo fajnie, że wybrałaś te naj-odmiany. Z tych, które opisałaś nie mam Gefylt, Heathcliff i Emily Bronte. Co do pozostałych to nie mogę jeszcze potwierdzić wartości Geoff'a, bo u mnie marniutki, ale to raczej moja wina, bo posadziłam go pod świerkiem, gdzie słońce ma tylko do 14tej. Natomiast Olivia Rose to jedna z tych, które bezkopczykową zimę przetrwała genialnie, bez uszczerbku, ale moja jest młodziutka, więc pędy ma jeszcze mało zdrewniałe. Super, że na tej liście umieściłaś Leonardo da Vinci, ja też uważam, że to nieco zapomniana i niedoceniana odmiana. Boscobel, którego mam dzięki Tobie (2 krzewy) nie tylko to, co napisałaś, ale jeszcze na dodatek ten obłędny, stonowany kolor, który tak bardzo rzuca się w oczy. Co do Granny (dziękuję, że o mnie wspomniałaś przy niej
) to dodałabym jeszcze fakt, że te jej kwiaty to cukierkowe kokardki
Mój Artemis ma dobre 2 metry i jakąś setkę kwiatów/pąków. W jego sąsiedztwie rośnie Madame Anisette, wyglądają jak bliźniaki, tylko ona ma większe, kremowe kwiaty pachnące anyżem. Też niezła z niej kobyła, zero problemów z nią, nie kojarzę, żebyś ją miała
Dorotko, życzę Ci deszczu, deszczu i jeszcze raz deszczu. No i oczywiście dużo, dużo siły i radości, bo ogród masz absolutnie cudowny
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale mocno poczułam to co napisałaś. Całuję Cię 


Założę się, że też tak masz, że jak zapowiadają burze z ulewą to się cieszysz, a kiedy ten deszcz nie przychodzi, albo zmieniają się prognozy na brak deszczu, to psuje Ci to humor tak mocno, że wszystko denerwuje i ogarnia Cię klasyczny wk...rw na długo, jakby spotkała Cię duża przykrość. Ja tak mam.
Chyba trzeba tak zacząć robić, że w ogrodzie powinny zostać tylko te róże, które nie potrzebują, żeby koło nich skakać a i tak są silne i piękne. Tylko takie Artemisy, Gefylty, Garden of Roses czy Granny, a reszta jak kaprysi - do oddania. Przy mniejszej ilości róż, nawet podlewanie czy cięcie nie powinno tak bardzo dać poczucia wysiłku na darmo. Z ciężkim sercem, ale popieram Twój plan ograniczenia ilości róż, bo się zamęczysz. Bycie niewolnikiem własnego ogrodu - bardzo smutne, ale bardzo obrazowe

Chcąc dokonać selekcji, nie kopczykowałam róż na zimę, ale tylko dwie nie odbiły, bo zima była łagodna. Natomiast niektóre radzą sobie kiepsko i poprawa w mojej psychice jest taka, że zupełnie się tym nie przejmuję i jak do końca sezonu się nie pozbierają, to bez żalu się rozstaniemy.
Bardzo fajnie, że wybrałaś te naj-odmiany. Z tych, które opisałaś nie mam Gefylt, Heathcliff i Emily Bronte. Co do pozostałych to nie mogę jeszcze potwierdzić wartości Geoff'a, bo u mnie marniutki, ale to raczej moja wina, bo posadziłam go pod świerkiem, gdzie słońce ma tylko do 14tej. Natomiast Olivia Rose to jedna z tych, które bezkopczykową zimę przetrwała genialnie, bez uszczerbku, ale moja jest młodziutka, więc pędy ma jeszcze mało zdrewniałe. Super, że na tej liście umieściłaś Leonardo da Vinci, ja też uważam, że to nieco zapomniana i niedoceniana odmiana. Boscobel, którego mam dzięki Tobie (2 krzewy) nie tylko to, co napisałaś, ale jeszcze na dodatek ten obłędny, stonowany kolor, który tak bardzo rzuca się w oczy. Co do Granny (dziękuję, że o mnie wspomniałaś przy niej



Dorotko, życzę Ci deszczu, deszczu i jeszcze raz deszczu. No i oczywiście dużo, dużo siły i radości, bo ogród masz absolutnie cudowny


- duju
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3954
- Od: 13 paź 2008, o 12:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: wielkopolska
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko, wiem o czym piszesz. Masz ogrom róż, ogród pięknie się prezentuje. Na zdjęciach nie widać tego o czym piszesz. Widać przepięknie skomponowany ogród. Moim ulubieńcem również jest Artemis i na pewno nie zabraknie go u mnie w ogrodzie.
Pozdrawiam - Justyna
- JAKUCH
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 33423
- Od: 19 paź 2008, o 21:39
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Bytom
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Dorotko rozchmurz się ogród masz przecudny
oczywiście gdyby calutki czas padało też byśmy narzekały jak chyba 2 lata temu .Ogrodnikowi nikt nie wygodzi bo zawsze czegoś za dużo albo czegoś za mało .Mój Artemis ukorzeniony z patyczka ale w tym roku się rozbujał i zadziwił ilościa kwiatów. Oby zechciał jeszcze wyprodukować nowe pędy ,ale tak szybować w górę tego bym nie chciała, bo zasłoniłby inne róże.Z Gardenki jestem również zadowolona cudnie w tym roku zakwitła, a to przecież młodziak ,a mam ja dzięki Twojemu kuszeniu jej fotkami
Jednak Cherry girl ,którą kupiłam razem z Gardenką jest jeszcze bardziej wigorna .Ogólnie róże w tym roku mnie bardzo zaskoczyły oczywiście pozytywnie swoim kwitnieniem .



- Milenaa
- 200p
- Posty: 231
- Od: 9 lis 2013, o 18:30
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Dolnyśląsk
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Jak ja kocham róże a Twoje Dorotko są prześliczne a jak ładnie kwitną



" Możesz być dziś nikim dla całego świata, pamiętaj dla niewielu jesteś całym światem "
Moje wątki :Rośliny doniczkowe
Moje wątki :Rośliny doniczkowe
- ed04
- Przyjaciel Forum - silver
- Posty: 1046
- Od: 5 mar 2017, o 14:48
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Szczecin
Re: Róże u Doroty - angielskie piękności w moim ogrodzie
Różany szał
Piękna kolekcja.
