Majka, gdy opisujesz swoje wizyty w szkółkach i techniki "obrzydzania"

Przypomina mi się moja pierwsza wizyta w różanej szkółce...

W zeszłym roku, w maju wyciągnęłam mojego M do Rosarium, to tylko 40 km stąd z żelaznym postanowieniem, że chcę kupić róże, ale M miał ograniczyć ich ilość do niezbędnego minimum

Zauroczyła mnie Nostalgia - moja pierwsza i wówczas jedyna róża w ogrodzie i stwierdziłam, że ten mączniak i plamistość to przereklamowana jakaś przypadłość bo moja nie chorowała..

Prosto z pracy, wystrojona w mundurek i szpilki, M w garniturze - pojechaliśmy do Rosarium. Nie wiem w sumie co miałam w głowie

Chyba wychodziliśmy z założenia, że tam będzie jakaś wystawa w stylu dział ogrodowy Obi, a ja pokażę paluszkiem co ładne, zapakują i chuzia do do domciu

Każdy kto był w Rosarium już pewnie rechocze pod nosem, a tym, którzy nie byli powiem tylko, że to był deszczowy dzień a szkółka to zwykłe gospodarstwo na wsi...błoto po kolana, różane pola po obu stronach i stodoła, gdzie jest biuro

Miłość do róż jednak trafiła mnie jak piorunem, więc w tych szpilkach, z parasolką wypadłam na podwórze i obeszłam każdy dostępny w błotku krzaczek wzdychając czule i co chwila wykrzykując nazwy, które skrzętnie notowała Pani w stodole...Mój M miał spełniać rolę kontrolną, ale też się zajawił i wybierał to, co jemu spasiło. Oko miał dobre jak się okazało, bo wybrał m.in. Charlesa Austina i powiedział, że chce go mieć przy tarasie

Jak na dwoje kompletnych laików w temacie, ogrodowo 'zielonych' zapaleńców wybraliśmy całkiem fajne odmiany

W sumie..prawie 30 krzaczków

Tak się zaczęła różana przygoda..od zniszczonych szpilek i przemoczonych stópek
