W końcu dzisiaj u mnie popadało. No w końcu

Tylko rano, gdy pojechałam do sąsiadki mądry tatuś słabo ubrał Kubę i woził go na taczce pełnej ziemi (no bo Kuba chciał) i teraz mam gorączkujące dziecko. Oby się na przeziębieniu skończyło, a nie anginą. Ech...delikatnie panikuję bo Kuba tylko jeden jedyny raz w życiu był przeziębiony, no i raz miał trzydniówkę, więcej nic. Więc w bojach chorobowych nie jestem wprawiona
Z racji brzydkiej pogody udało mi się do końca (prawie) wymyć dom, łącznie z oknami, firankami, podłogami

Ach jak się cieszę, bo teraz już nic nie oderwie mnie od ogrodu. No chyba że Kuba się rozchoruje
Aniu-i jak? Dałaś radę? Może czasem taki wyjazd jest potrzebny, szczególnie dzieciakom, a najlepiej organizowany przez szkołę. Wtedy jadą wszystkie dzieci, z różnych domów i może te niewyczulane na krzywdę zwierzaków są nieco bardziej uwrażliwiane. Mało to składne co napisałam, ale pewnie rozumiesz o co chodzi
Violu, dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie. Do Twojego wątku zajrzałam i wcale Ci się nie dziwię, że jesteś dumna ze swoich poczynań. Grunt to nie zrażać się niepowodzeniami, tylko działać, pogłębiać wiedzę i być cierpliwym. Wtedy można dokonać takiego cudu jak Twój
EWuś-Widziałam, widziałam Twoje piękne, czyściutkie rabatki i przycięte róże. Masz rację-w Twoich kwietnikach nie może być kory bo byś się tylko wściekała kopczykując, rozkopczykowując i na dodatek odgarniając i zagarniając korę, która w końcu gdzieś by się ulotniła. Moja jedyna róża (ależ pięknie wystartowała, aż sama jestem w szoku)dostała dodatkowo porozsadzane po całej działce towarzystwo dwóch dzikich róż-jednej zwykłej i jednej kremowej, niższej, bardzo kolczastej ze starego gospodarstwa, którego podwórko zawładnęła. No i jeszcze dwie róże parkowe i jedna pnąca (z B), która nie daje oznak życia po ostatnich nocnych przymrozkach (a okrywałam ją na noc) Tania siła robocza jest cool. Moja na razie pomaga mi podlewać kwiatki. To już jest jakiś postęp

Chociaż woli podlewać deski i kamienie
Aniu-To masz dobrze, bo z tą naszą przypadłością ciężko żyć. Chociaż ta moja to jest nieco uleczalna, bo na 100% jestem pewna, że po powrocie do pracy moje priorytety się zmienią (szczególnie, gdy będę 2 godziny dojeżdżać w 1 stronę) i nie będę miała czasu na przyglądanie się plamkom na podłodze z Kuby soczku

Teraz mogę się bawić w perfekcyjną panią domu
Dorotka-jakbym czytała o swoim eM. Skąd oni się tacy biorą. No powiedz mi-skąd? Chyba po prostu jesteśmy dla nich za dobre. A najlepsze jest to, że mój Piotrek na moje wściekanie się o jego nieróbstwo mówi tylko 'widziały gały co brały-przed ślubem' Hehe-tylko wtedy to my mieszkaliśmy w klitce w Lublinie i w Warszawie i tam naprawdę nie było co robić, a słodkie słowa i kwiatki rekompensowały ewewntualne braki

Ale generalnie nie zamieniłabym go na ideał bo byłoby nudno
