Diagnoza została wczoraj postawiona i wydaje się trafna - wertycylioza

Miałam i ja wcześniej to podejrzenie, bo po przejrzeniu internetu tylko to paskudztwo jako tako pasowało do objawów...Róże zostały wczoraj spryskane, czym trzeba i ...czekamy

chociaż rokowania są trudne
Podczas dokładnego oglądu pojawiła mi się spiskowa teoria dziejów - dotknięte tą przypadłością róże, w sumie 5 sztuk, sadzone były tej jesieni i pochodzą od jednego hodowcy (nigdy wcześniej tam nie zamawiałam)...czy to możliwe, żeby choroba się przywlokła wraz z nimi???
Potwierdziło się również, że moje róże zdecydowanie nie tolerują mojej nieobecności - podczas dokładnej lustracji odkryłam też przędziorki

i gdzieniegdzie początki czarnej plamistości...czeka mnie następny oprysk...
Tymczasem zrobiłam trochę porządków, pousuwałam przekwitłe kwiaty...jest trochę lepiej
A poza tym zapakowałam wczoraj w słoiki worek ogórków - uff!
Helenko, jak widzisz - choroby różane mnie nie omijają...

Życzę Twoim różom innego losu
Na szczęście zostało jeszcze parę róż nadających się do zdjęć
Zachwyca mnie
Bremer Stadtmusikanten - dość długo trzyma kwiat, który ma w dodatku kształt, jaki lubię
Home&Garden wypuściła w tym roku bardzo długie pędy; oto jeden z nich leżący na trawie jeszcze przed podparciem.
A u
Novalis odkryłam jeszcze jedną zaletę - nie śmieci
I rozkwitła piękna
Charming Piano.
