Witam serdecznie,
Zanim przejdę do sedna, proszę mieć na uwadze, iż jestem "świeżą" mężatką
Otóż, w ramach wyposażania nowego gniazdka zakupiliśmy z mężem naszego pierwszego kwiatka - fikusa.
Roślinka (zakupiona w Obi) w drodze do domu już zaczęła gubić liście. Wydało mi się to rzeczą naturalną i nieuniknioną, biorąc pod uwagę jego gabaryty,bujne ulistnienie oraz przenoszenie z miejsca w miejsce...
Dojechaliśmy do domu. Postawiliśmy go w 10 m2 pokoju, miejscu dość zacienionym (zachodnia strona), gdzie temperatura waha się w granicach 18-21 C.
Podlewałam go raz na 1,5 tygodnia, gdyż ziemia była dość wilgotna (nie było wody w osłonce), raz użyłam minerałów, codziennie pryskałam liście...
Fikus, od dnia zakupu, gubił mnóstwo liści...część gniła, zwijała się w rulonik i zasychała, część żywych spadała...
...aż do tego tygodnia kiedy to totalnie został pozbawiony pięknych listków...
Pytałam się kilku kwiaciarek i osób znających się na ogrodnictwie. Jedni mówili-do wyrzucenia, inni - musi odchorować swoje...
Dziś jednak usłyszałam opinie Pani z cenionej kwiaciarni. Stwierdziła, że "jeśli łodygi są suche i przy przycinaniu łamią się bez trudu oznacza to, że nie mają już soków i nic się z tym nie da zrobić...chyba,że przyciąć do miejsca w którym będzie czuć tę wilgoć".
No więc przycięliśmy,choć zastanawiam się, czy to była dobra decyzja...
Czy dla mojego kochanego kwiatka jest jeszcze jakiś ratunek? proszę o pomoc!
Z góry dziękuję!