Dziewczyny macie racje, wytrzymamy:).
Grazynko, Wiolu, Zuziu.
Ja jednak Zuziu pojedyncze dwie sztuki żółtych wypatrzyłam, a miałam ich ponad 100. No nic, na jesień dosadzę:).
W te sobotę pogoda nic a nic mnie nie zaskoczyła. Ale tłumaczę sobie, że to ostatni weekend tej zimy i od razu nawet ten deszcz mi nie przeszkadza. A trawnikowi zrobi dobrze jak nic innego:).
Rok temu brat zrobił mi budki dla ptaków, tak mu wierciłam dziurę w brzuchu, że dla spokoju mi zrobił jako coś jakby stolarz:). Długo się zbierał i wieszałam je chyba w połowie kwietnia. Wtedy już wiedząc, że na zagnieżdżenie się tam jakiś skrzydlatych nie ma szans, więc były tylko dekoracją. Wymalowałam je, żeby były widoczne.
A teraz końcówką zimy zmieniłam im miejsce i powiesiłam na ozdobnej jabłoni bordowej, którą sporo przyciełam. Dla zachęty jeszcze kula z ziarnem. I musze Wam powiedzieć, że kręcą się, kręcą i negocjacje trwają kto w której:). A ja kręcę się tam jak najmniej, co by ich nie straszyć i nie zniechęcać. Na razie wygrywają sikorki. Z wróblami:).
W domu liczyć zawsze mogę na skrętniki. Różowy w zasadzie kwitnie cały rok, ostatnio je rozsadzałam.
No i pomidory, część moich parapetowych upraw. uwierzycie, wiem, że tak, że przez czwartek, w który świeciło u mnie słońce pierwszy raz od dawna urosły w oczach. Obok nich tunbergia, kobea, koleusy, klonik pokojowy.
Z pikowaniem zwlekam, wiem, że jak to zrobię będzie już z górki i równia pochyła do dnia, w którym każdy kolejny dzień w doniczkach będzie im tylko szkodził. Ale liczmy, że pogoda pozwoli na zaryzykowanie i wysadzenie chociaż części w tunelu w drugiej połowie kwietnia. Ale no nie oszukujmy się, na dniach trzeba je rozsadzać z tego ścisku:).
