Witajcie

u mnie dziś 2 st C, postanowiłam rozłupać jedną jedyną rurkę, którą zapełniła pracowicie jakaś pszczółka - obserwowałam ją z pasją na wiosnę

. Pierwsza komórka od wlotu była pusta - hehe dla bezpieczeństwa, jakby jakiś ptak chciał się połakomić, sprytnie!
W sumie mam 10 kokonów, wyglądających na zdrowe

jak na warunki balkonowe na 1 piętrze i pierwsze otwieranie rurek w życiu - dla mnie sukces. Komórek było więcej, gdzie był niezużyty pyłek, podejrzewam że mógł zamoknąć... i jedna mała 4mm zasuszona larwa
Co mnie zdziwiło? Kokony były w poprzek... a nie jak na waszych zdjęciach wzdłuż i miały białe czubki czego też dokładnie na zdjęciach nie widać. Kokony mają nie więcej jak 10mm długości, zdziwiłam się że takie malusie, skoro rurka miała ok. 12mm średnicy wewnętrznej. No ale były w poprzek, jakoś ciasne komórki porobiła ta pszczoła

ciekawe dlaczego...? W pierwszej chwili też wystraszyłam się że mam roztocza, ale na szczęście były tylko upaprane w pyłku i przy niektórych kokonach odchody były żółte. Na szczęście nic się nie ruszało

Pleśni też nie zauważyłam. Postanowiłam, że kokony będą zimować na tym nieogrzewanym balkonie zabezpieczone małymi pudełkami jedno w drugim + owinięte lekko w folię bąbelkową w środku, schowane po deskami aby nie zmoczył deszcz. Oczywiście wylot, dostęp powietrza jest. W lodówce nie chcę ryzykować, bo otwieramy ją cały czas...
A jak myślicie? Rurki nie wykorzystane w tym roku nadadzą się w przyszłym sezonie, czy lepiej pozyskać nowe? Bo mam zapasik rurek rdestowych, mogłabym je tylko odkurzyć suszarką, w razie jakbym nie znalazła tej zimy czegoś co się nada. Wyglądają dobrze, trzymam suche w domu, tylko odkurzyć gorącym powietrzem z suszarki i już. A może ktoś ma odmienne zdanie?