A ja mam życiowe zestawienie małych i dużych miast. Wychowałam się w pięknym, małym miasteczku a obecnie od nastu lat mieszkam w wielkim. W małym miasteczku byłam wyznania jak
Patrysia, że jak na jednym końcu puścisz bąka... choć wersja
Asi jest bardziej dosłowna (i uśmiałam się do łez

). Natomiast w wielkim mieście, i tu skłaniam się do wypowiedzi
Gosi, smród, brud, ubóstwo i wiecznie pościg - takie to życie szybkie, na wszystko czasu brak. A i
Beatka mądrze napisała; "wioski z tramwajami"... tu też ludzie na siebie wilkiem patrzą (chyba jak wszędzie) ale bardziej niż to, odczuwam, że w tych większych miastach ludzie siebie nie obchodzą, taka to znieczulica społeczna. Jak Ci się noga powinie to oczywiście jesteś "na językach" - o kimś mówić trzeba, ale kiedy potrzebujesz wsparcia to nie znajdzie się chętny, co by się zainteresował, każdy ogląda się na kogoś innego.
Podsumowując: W dużym mieście, tylko w wąskim gronie jesteś "na językach" a w małych wszyscy wiedzą - taka to różnica. Tylko, że w małych, ludzie potrafią być bardziej solidarni ze sobą (może to strach przed tym, co sąsiad pomyśli) a w dużych, każdy sobie... Tak źle i tak niedobrze, trzeba być jak kameleon i umieć się dostosować. Ech, powtórzę się, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma...
Tobie
Patrysiu, wiele można zazdrościć, w pozytywnym brzmieniu tego słowa: tych górskich widoków, tych pięknych stawów i potoków, wszechogarniającej natury a nade wszystko Twojej kolekcji storczyków!
PS. Nieźle się poświęcałaś, żeby te widoki sfotografować - widziałam zdjęcie
(świetne masz spodnie morówki-bojówki) ale warto było, bo zdjęcia pierwsza klasa!