To są na pewno lawendy wąskolistne, bo tylko takie mam, a wysiewałam własne nasionka. Mam to poletko już trzeci rok i nigdy niczym nie okrywałam. Maluchy, to wiadomo, że bardziej wrażliwe i zabezpieczyć trzeba, ale chyba jednak zostawię je w gruncie i w miarę, jak się będzie ochładzać, pookrywam jakąś świerczyną.
Odkąd tu mieszkam, kupiłam tylko 3 krzaczki w pierwszym roku; pozostałe wszystkie są wyhodowane przeze mnie z nasion, odkładów i sadzonek pędowych. Jestem z nich dumna i powtarzam sobie, że: kupić, to każdy potrafi!
Małe lawendy wyglądają ślicznie, mają liścienie w kształcie jakby strzałkowatym, spróbuję zrobić zdjęcie w najbliższym tygodniu, to pokażę. Nauczyłam się je rozróżniać, kiedy wysiewałam pierwszy raz do skrzyneczki, a to wymaga uwagi, bo są szalenie delikatne i maleńkie, przy czym te w polu są wyraźnie mocniejszej budowy, bardziej krzepkie i zwarte, niż te siane w doniczkach w domu.
No i siew to moim zdaniem najlepsza metoda, bo krzaczki z siewu są duże, silne, geste i naprawdę odróżniają się od tych z sadzonek
Manufaktura powoli sobie działa i uczę się różnych rzeczy, tak sobie dłubię i się bawię, ale mam nadzieję, że kiedyś w końcu będę to sprzedawać.
Ale poprzynudzałam!