Witam wszystkich serdecznie
Asi,
Natalce,
Iwonce i
Monisi dziękuję za odwiedzinki, miło że ktoś jeszcze o mnie pamięta
Iwonko,
Basiu,
Elu i
Wiolu bardzo się cieszę, że zechciałyście do mnie zajrzeć

zapraszam częściej.
Tylko chwilkę mnie nie było a tu się nagle sezon skończył
Koniec lata nie był dla mnie łaskawy. Po wielu tygodniach borykania się z przeciwnościami losu, walki z przędziorkami i szarą
pleśnią udało mi się wreszcie moje fuksje "postawić na nogi".
Ładnie odbiły i zawiązały masę pąków.
Tak było do 8 października. W nocy przyszedł mróz. Meteorolodzy zapowiadali -1 - temperaturę nic fuksjom nie szkodząca.
Niestety spadła do -8 i wszystkie rośliny zmarzły
Nie wiem co będzie z nimi dalej
Przycięłam, oskubałam z liści, zawinęłam w woreczki i schowałam w kartonach w garażu.
Wiosną się okaże jak duże zniszczenia poczynił mróz i które egzemplarze odbiją.
Pelargonie na szczęście były już w domku bo dostały preparat z nicieniami na ziemiórki.
Obraz nędzy i rozpaczy
A żeby tak smutno nie było - fuksja
Julie Horton.
W tamtym roku ją utopiłam. W ostatniej chwili ciachnęłam szczepkę i cała zimę chuchałam i dmuchałam na nią
Długo kazała czekać na kwiaty, może to przez te okropne upały.
Rozkwitła na całego dopiero w połowie sierpnia
Miłych snów
