banditoo pisze:czyli flaszka i w zagony , a w ogóle oprócz czeskiego to jeszcze można się w jakimś języku dogadać?
Ja się jakoś dogadywałam... po czesku(tak mi się wydaje przynajmniej

)... ale widać było, że mój rozmówca bardzo się starał bym zrozumiała
Z oczu mi czytał...chyba... i jak widział, że coś nie teges to dotąd wyrazy zmieniał aż zakumałam... rąk nie używaliśmy

więc chyba nie było aż tak źle
I żeby nie było... pogadaliśmy sobie na temat innych czeskich kolekcji na zasadzie co i u kogo warto zobaczyć... i o hiperzmutowanym, horrendalnie drogim astraku którego rozpakował tuż przed moim przyjazdem, i o systemie prowadzenia Jego roślin kolekcyjnych, i o handlówce- masówce...

i to wszystko w trakcie kiedy On pakował samochód a ja szalałam między kaktusami
Przy okazji ujawniła mi się przewaga wyjazdu indywidualnego(nad grupówkami)- mamy gospodarza tylko dla siebie

i można Go

troszkę pomęczyć

oczywiście z wyczuciem i umiarem by nas taktownie ... nie wyprosił z kolekcji
nyskadu pisze:Ja jeszcze nic nie wiem o kaktusiadzie

ale gdy tylko coś usłyszę to puszczę w obieg
Aguś z góry dziękuję

taktykę muszę odpowiednio dostosować

... a tak poważnie to chcę wiedzieć czy z innymi rzeczami mi nie będzie kolidować bo nie chcę tego M na głowę zwalać a z wyrzutami sumienia nie pojadę przecież bo to ciężka rzecz

... primo-spalanie zwiększa i budżet na kaktusy odchudza, secundo- zmysły tłumi

a to na kaktusiadzie niedopuszczalne
nyskadu pisze:A tej wyprawy zazdroszczę, chociaż z drugiej strony można się zdołować widząc tyle tego
To mamy 1:1... bo ja Ci zazdrościłam tego wyjazdu na czeską kaktusiadę

i jeszcze to dopowiem, że mnie takie eskapady napełniają raczej dobrą energią... bo i cóż z tego, że ktoś ma x- foliaków i cuda-dziwy w nich jak to co stoi u mnie jest mi bliższe... bo mojsze

i mimo, że nie rarytaśne(żeby nie powiedzieć pospoliciuchy

)ale to sentymentalna zbieraninka z 12-sto letnią historią mojej własnej, często pokrętnej "ciernistej drogi"
Na dowód... po powrocie pierwsza rzecz jaką zrobiłam to latarka w dłoń(bo noc ciemna) i świńskim truchtem do wagonika

bo przecież dwa tygodnie ich nie widziałam... a bez inspekcji bym nie zasnęła
Lofki część druga, tym razem same kudłate starszaki.
