Kochani, wróciłam i płaczę rzewnymi łzami

Atak zimy był u nas niesamowity; z tego co zdążyłam sie dowiedzieć we wtorek przez kilka godzin padał ciężki śnieg i połamał mi mnóstwo roślin. Syn, który dyżurował w domu skarżył się, że pół środy odgarniał śnieg z posesji. Na razie zdążyłam na szybko przebiec ogród - od strony północnej śnieg jeszcze leży i bardzo mi zniszczył m.in. bukszpanowe kule. Złamana jest też jedna jabłonka rajska, połamane hortensje i piwonie. Lilak Mayera, który właśnie zaczął kwitnąć leży na ziemi, odkształcony pod wpływem śniegu. Zresztą nie tylko on...Ale podobno straty w moim ogrodzie są i tak umiarkowane - koleżanka dwa domy dalej straciła przepiękne, wielkie krzaki piwonii krzewiastych z ogromnymi pąkami
Jutro, jak trochę dojdę do siebie i odpocznę, zrobię bilans strat i na spokojnie odpowiem na Wasze posty. Na szczęście zimowych zdjęć nie mam, ale mam kilka z pięknych Włoch, gdzie spędziłam ostatnie dni. I powiem tylko tyle, że jeszcze dzisiaj rano opalałam się na plaży w Rimini
