Przyszedł czas pokazać co u mnie nowego kwitnie.
W pierwszej kolejności wcześniej już prezentowana mini hybryda
Nr 61, gdyż coraz bardziej mi się podoba.
Rozwinął się pierwsze kwiat mojego
Phal. Liodoro.

W sumie ładny zapach tylko szkoda, żeby go poczuć muszę wsadzić nos w kwiatka. Może będzie bardziej wyczuwalne przy obfitrzym kwitnieniu, bo na tą chwilę Cymbidium i Dendrobium Nobile zabija Liodoro zapachami.
Pięknie zaczął kwitnąć
Dtps. Sin Yuan Golden Beauty. F

oto w różnym świetle.
Kolejny
Phalaenopsis Optimistic Fantasy. Zaczął przedłużać pędy i rehabilituje się za skromne kwitnienie.
Phal. Purple Martin nie przestaje mnie zadziwiać.

Niestrudzenie przedłuża pęd. Kupiony w połowie listopada i nadal kwitnie. To już dziesiąty kwiat na tym pędzie i nadal zawiązuje kolejne pąki. Liczcie się więc z tym, że za nudzę Was jego widokiem.
Phalaenopsis Sorrento zaczyna też swój spektakl.
Oraz dziwna historia mojego
Phal Black Swan. Miało być 20 kwiatów, jednak 6 pąków, które już były ogromne i gotowe do rozkwitu porostu opadły.

Wyglądało to tak jakby roślina stwierdziła, że nie ma już sił na więcej i wycofała z nich jakby soki. I teraz od tego momentu mija ze 3 tyg i ja patrzę a ten skubany szykuje się w 4 miejscach do przedłużania pędów. No i teraz już sama nie wiem o co mu wtedy chodziło, że zrzucił te pąki. Coś go zabolało i można dywagować co...

Jeszcze nowe kwitnienie takiej hybrydy NN

I ciekawostka. Mój
Phal Montreux postanowił przedłużyć pęd i z jednego oczka wyszły dwa bliźniacze pąki.
I teraz moje orchidarium. Powoli do przodu... Dno, boki gotowe i teraz zajmuje się meblami. Chyba muszę zrobić na środku jakiś sztuczny konar epifityczny tylko musi wyglądać naturalnie. Muszę się przejść do lasu i zobaczyć nazbieram kory dębowej.
Obecne mebelki przyniosłam z ogrodu. W ogrodzie znalazłam parę korzeni, które mogę umieścić w środku. Jednak niektóre są tak duże, że nie mam tak wielkiego garnka aby to wygotować i odkazić, żeby nic z tym nie przywlec. Na tą chwilę znalazłam mały korzeń, który kiedyś był w moim akwarium. Zakonserwiwany w roztworze soli przez te parę lat na dworze wcale się nie popsuł. Umyty i upieczony w piekarniku oraz dodatkowo wymalowany w roztworze Toposin i Previcuru.
Z drugim większym nie było tak łatwo. Okazało się, że ciut za duży by zmieścić się w piekarniku, więc piekłam go przy uchylonych drzwiczkach, ale udało mi się osiągnąć temperature 150stopni i delikatnie mówiąc każde "białko zwierzęce i niezwierzęce" się upiekło. Niestety mimo, że oczyszczałam go ze zwierzątek to w trakcie pieczenia okazało się, że rodzina mrówek i żuczków nie dała rady...
Niestety również okazało się, że korzeń należał do drzewa iglastego (jak go ciągłam do domu to nie chciał się przedstawić

) jak go piekłam to w domu pachniało lasem. Z tego powodu nie będę mogła na nim bezpośrednio umieścić storczyków, ale jakoś to przeżyjemy.
No to na tyle już skończyłam przynudzać
PS jednak nie skończyłam nudzić

właśnie wracam z lasu. Zmęczona ale szczęśliwa. No i koncepcja mi się już zmieniła. Nie będzie jednak sztucznego pnia, bo mam korę dębową taką piękna, że coś z niej zrobię. Ledwo to dociągłam do domu a jeszcze miałam psa na smyczy i wózek z dzieckiem
