Widzę, że zimowe moczenie się wywołuje sporo raczej gorących emocji.
Pozwólcie więc, że odpowiem zbiorowo.
Przede wszystkim, nie wiąże się to z przykrym doznaniem zimna - zwłaszcza po wyjściu z wody.
Wchodzić należy dość szybko i zdecydowanie, jednak wcześniej należy się dobrze rozgrzać (np. z 1,5 km. truchtem), tak aby zacząć się troszkę pocić i żeby tętno wzrosło wyraźnie.
Wyrąbanie przerębla też jest dobrą rozgrzewką.
Po wyjściu z wody trzeba się wytrzeć, ubrać i rozgrzać, dla mnie osobiście najlepsza jest kolejna rundka biegowa.
Moczenie się w zimnej wodzie jest OK. Podkręca metabolizm oraz system immunologiczny, intensyfikuje termogenezę, gospodarkę hormonalną. Powoduje również gwałtowne wydzielanie endorfin.
Ostatecznie - wydolność organizmu rośnie. Do tego dochodzi przyspieszenie procesów regeneracyjnych. Np. w poniedziałek przebiegłam sobie dobrze ponad 20 km, w mrozie i po oblodzonej bądź nieprzetartej nawierzchni. We wtorek się wymoczyła, a dziś kolejna runda biegowa no i prawie zero zmęczenia.
Małgosiu - Pepsi, przekaż Zuzi, że jazdę ma obiecaną. Musicie tylko przyjechać.
M-owi również przekaż pozdrowienia.
A tak w ogóle, to wczoraj w niewiadomy sposób do ogrodu dostała się sarna.
Przypuszczam, że musiała przeskoczyć przez ogrodzenie w ucieczce przed włóczącymi się luzem watahami wsiowych kundli, które z głodu zagryzają zwierzynę leśną.
Szczęśliwie sarna nie zdążyła poczynić żadnych szkód.
Przerażona biegała wzdłuż ogrodzenia, kryjąc się w żywopłocie.
Otworzyłam obie bramy i po krótkiej nagonce sarna wydostała się na zewnątrz.
Oj, wolę nie myśleć, co by było, gdyby została na noc
