Witam miłe koleżanki i kolegę
Izabelko 
pewnie ta Twoja jest młodsza.
Ogólnie to ona aż tak szybko nie rośnie. Wystarczy porównać jej wzrost do równolatek brzóz
i wtedy widać,jaka jest maleńka.
Aniu 
skąd by się wzięły te wirusy ?
Może to jednak przemrożenia i do tego susza. Jednak teraz będę sadziła róże raczej wiosną i latem.
Trzymam kciuki za Twoją Luizę, żeby się pozbierała i jednak odżyła.
Sewerynie,

przepraszam , ale jakaś pomroczność mnie chyba dopadła, gdy pisałam tego posta i nazwałam Cię Sławkiem.
U mnie też Mme I.Pereire co roku startuje od kopczyka i już myślałam, że to tylko ja mam takie "szczęście".
Nie wiem , czy to dla Ciebie pociecha, ale mnie jest jakoś raźniej ze świadomością, że może jednak nie jestem aż tak beznadziejną amatorką w uprawie róż.
Oleńko ,

ale zadałaś mi zagadkę.
Najpierw długo myślałam , o czym Ty piszesz i że pewnie chciałaś tego posta napisać komuś innemu. Dopiero teraz dotarło do mnie, że chodzi Ci o moje czerwono kwitnące amarylisy. Nie jestem pewna, czy jest to ten sam kwiat , nazywany inaczej zwartnicą. Te moje rozkwitły mi w domu w doniczkach mocno spóźnione (miałam nadzieję na ich kwiaty w okolicy świąt wielkanocnych).
Majeczko,

Twoje słowa o kwitnieniu naszych róż, to w moim przypadku cała prawda.
na razie jednak zauważyłam dzisiaj dwa pączki na Theresie Bugnet

, wcześniej na Fishermanie.
Powoli, powoli coś się rozwija.
