Jejciu, ale się narobiło, na chwilę się odwrócisz a tu tu burza postów! Już się poprawiam.
W sprawie oczka odpowiem zbiorowo, mam nadzieję, że się nie obrazicie. Oczko w mojej głowie coraz bardziej "musi być', jakie ono będzie, czy mikro czy makro, zależy od wielu czynników, najpierw się doszkolić, najlepiej od tych, którzy je mają, żeby nie popełnić błędów. Po co się uczyć na swoich błędach, skoro można to robić na cudzych. Na razie pozostaje w sferze przyszłych planów. Czekam też na Piotrusia, który przygotowuje skrypt o oczkach i błędach, mam nadzieję zobaczyć to oczko u Danusi, a potem pomyślę co dalej.
Marta niestety mąż ma rację, co Ci po oczku, które cieszy tylko wiosną i latem, kiedy na głowę będzie kapało... Wszystko w swoim czasie. Też będziesz miała, tylko nieco później, ogród się przecież tworzy całe życie.
Ewciu, Tobie też życzę samych miłych chwil, u mnie się lekko zachmurzyło i znacznie ochłodziło, będą deszcze! Choć wolałabym aby padało w nocy, tak aby w dzień dało radę coś zrobić.
Reniuś wstyd się przyznać, ale do ogródka wpadam na parę chwil, tyle żeby podlać. Straszny zamęt ostatnio, ale zamęty mają to do siebie, że w końcu mijają i pozwalają nam się cieszyć naszymi "milusińskimi".
A przy okazji: oddam chwasty w czyjeś ręce, wcale nie muszą być dobre. Nie chce ktoś???
Anushka opcji jest kilka, wszystkie nie najlepsze a do tego krótkotrwałe. Cóż, drewno niestety nie jest wieczne. Mój korzeń impregnowałam czymś do więźby dachowej, kilka razy, nie pamiętam 5 lub 6, aby porządnie się drewno napiło i wytrzymało długo niezależnie od warunków atmosferycznych. Potem w naturalne zagłębienia nasypałam troszkę ziemi i włożyłam rojniki, bo one sobie doskonale w takich warunkach radzą. Po 5 latach korzeń bardzo spróchniał od środka i jeszcze jakiś czas postoi, ale już niedługo. Możesz też zrobić tak: wydrążyć otwór na kształt doniczki, zaimpregnować koniecznie, preparatów jest mnóstwo w budowlanych, potem włożyć tam folię, na dno koniecznie drenaż z kamyków - w takiej foliowej donicy nie będzie odpływu, potem dopiero ziemia i coś zielonego. Podlewać z umiarem, żeby nie przedobrzyć i roślinki nie utopić. Tak czy siak korzeń będzie ładnie wyglądał parę lat, ale wieczny nie jest.
A teraz zmiana tematu - znów odpowiem zbiorowo
Julka, masz rację, tak się mówiło! ale się uśmiałam! a dziś? to już anachronizm! Ja pracuję z młodzieżą, jak się pojawiają mają po 16 - 17 lat. Czują się już dorośli. Generalnie nie narzekam na młodzież, chociaż... poodwracały się nieco role, kiedyś to chłopcy byli gorsi. Dziewczynki wychowane w domach jako "my little princess" są dokładnie takie, tylko, że większe. Nie można zwrócić uwagi, bo od razu jesteś wróg nr 1, ogólnie rzecz ujmując są ponad wszystkim. Historie z wyjęciem lusterka i poprawieniem makijażu na lekcji to standard. Zdarzyło się też, że panienka wyjęła lusterko i pęsetkę i na lekcji polskiego regulowała sobie brwi. A na uwagę nauczycielki odpowiedziała cyt.:"niech pani mówi, mnie pani nie przeszkadza". No cóż, princessom wolno. W trakcie swoich zajęć zazwyczaj prowadzę pracę w grupach, a największych rozrabiaków wyznaczam na liderów grup, wtedy czują się odpowiedzialni za tę swoją grupę i udaje się przeprowadzić zajęcia, w całkiem dobrej atmosferze. Przykre jest to, że pierwszą lekcję muszę poświęcać na wywody o tym, że mówienie dzień dobry, wyjęcie rączek z kieszeni, wyrzucenie gumy z buzi kiedy się mówi, to podstawy kultury. Jakby te dzieci chowały się w buszu. Największy szok zawsze przeżywam w trakcie drzwi otwartych szkoły, kiedy klasy gimnazjalne zwiedzają przyszłą potencjalną szkołę. Nauczyciele sobie kompletnie w tej dziczy nie radzą, a potem się dziwimy, że kosze lądują im głowach. Zjawisko to ma wiele przyczyn, ale zacząć należałoby od domu rodzinnego. Dzieci są bardzo pewne siebie, pomimo niewiedzy i elementarnych braków, a roszczeniowa postawa to już norma. Więc co my tu dziewczyny będziemy o odrabianiu lekcji mówić... Bardzo się cieszę, że nie wszyscy są tacy, choć przyznam wolę pracować z chłopakami, są bardziej konkretni i otwarci na świat, brakuje im tego dziewczęcego zapatrzenia się w siebie. W swojej grupie teatralnej mam ich 27 i 2 dziewczyny
Z wazeliniarstwem się na szczęście rzadko spotykam, a jeśli już się pojawiają zalążki, tępię jak chwasty. To tylko moje spostrzeżenia, z własnego podwórka. A na młodzież narzekało się zawsze, od czasów Sokratesa zaczynając. No cóż, nowe pokolenie, nowe konflikty.
I pomyślał by kto, że na FO będę pisała o uczniach i szkole!
Ściskam Was mocno, moje Kochane!
Na zakończenie fotka ze spektaklu:
A jeśli zachowamy jeszcze trochę marzeń? Tyle, żeby uwierzyć w nadzieję? Żeby przywołać Anioły?- Może nadejdą. Może zdarzy się cud?
Może pochylą się nad ludźmi lub wcale nas nie zauważą?