W takim tępie sąsiadki nie długo u Ciebie zrobi się kolorowo i te Twoje puste miejsca o których tak wspominałaś zarosną ładniutko...

No i dobrze mówisz, ale my z M wpadliśmy na pomysł, że co nie pasujearkandor pisze:Fajnie jest dostawać od kogoś rośliny, ale nie zawsze. Może plusów sobie nie nabiję tym co napiszę, ale jak zwykle powiem to co myślę. Jak jeszcze można sobie pooglądać i wybrać coś fajnego to super. Gorzej jak dostajemy prezenty jak leci i to w stylu - "to niebieskie jest bardzo ładne, posadzicie sobie z przodu to się fajnie rozrośnie", albo "koniecznie musicie posadzić sobie prymulki, o tutaj pod płotem, jutro Wam wykopię", albo "mam taki wspaniały winogron, dam Wam, puścicie go sobie na stodołę" itd. A potem jeszcze przy każdej wizycie padają pytania - "no i jak, gdzie posadziłeś te prymulki?", albo "wyszły już Wam dalie, te co ode mnie dostaliście?, bo u mnie już wychodzą".
Ja osobiście czuję się w takich sytuacjach lekko sterroryzowany, a przy każdej wizycie darczyńcy pojawia się stres i uczucie zaszczucia. No bo nie daj Boże jak coś słabo rośnie, albo nie "wyszło" na czas, albo nie kwitnie, albo o zgrozo padło. Wówczas słyszę litanię, co zrobiłem nie tak, ale również zapewnienie, że dostanę przy najbliższej okazji nową dostawę. I tak w kółko. Aby przerwać ten zaklęty krąg uczę się asertywności i mówienia czasami "nie dziękuję, nie lubię prymulek", lub "na to miejsce mam inny pomysł", co niestety nie znajduje zrozumienia i wychodzę na niewdzięcznika. Trudno...
Podsumowując - wymiana roślin jak najbardziej tak, ale z wyczuciem, chyba, że darczyńca nie kontroluje nam ogrodu pytając o los podarowanych roślin, wówczas możemy brać jak leci, a najwyżej "niewygodne" prezenty posłać na kompost...
arkandor pisze: Też czasami stosuję taktykę, że coś się nie przyjęło, ale najczęściej wtedy słyszę, że nie szkodzi, przy następnej wizycie dostanę nowy egzemplarz, żywotniejszy![]()