Dzisiaj niestety bez odpowiedzi, bo jutro jedziemy z rowerami na Hel i muszę się jeszcze spakować. Strasznie się cieszę ( a podobno nie można się cieszyć strasznie), że nasza wyprawa w końcu dojdzie do skutku
Na działce nie byłam już ponad tydzień i dzisiaj wreszcie wszystko się ładnie spasowało i mogłam jechać. Oczywiście znowu prostu po pracy, ale dyżur był całkiem przyzwoity, to jechałam z przyjemnością. Radość mnie rozpierała całą drogę przez miasto, a jak wjechałam w las, to już śmiałam się w głos. Na szczęście o tej godzinie nikt na działkę nie jedzie, to nie byłam podejrzana o postradanie zmysłów
W nocy znowu padał deszcz, ale przynajmniej odpadło mi podlewanie. Za to jak tylko przyjechałam, to założyłam kaloszki i rzuciłam się do robienia zdjęć. Strasznie już byłam wyposzczona, dlatego też nawet się Wam nie przyznam ile ich zrobiłam

W każdym razie, na długie zimowe wieczory na pewno mi wystarczy.
Całkiem sporo porobiłam, ale bez pielenia. Wycięłam przekwitnięte kwiaty, usunęłam sterczące badyle lilii ( nie do końca, ale mocno je skróciłam), łodygi z nasionami akanta, wygracowałam różankę, ścięłam i powiązałam w pęczki tymianek, zebrałam pięć litrów borówek i na pewno coś jeszcze, ale to nawet lepiej jak nie pamiętam

Borówek było mnóstwo, dobrze że wczoraj jak jechałam do pracy, zabrałam dwa pojemniki, bo inaczej miałabym z nimi kłopot.
Teraz jeszcze tylko kilka zdjęć i się z wami pożegnam, bo jednak muszę się spakować i wyspać. Rano pobudka o 3.30
Trzymajcie za mnie jutro kciuki. Do przejechania mamy około 70km. I bardzo liczę, że to będzie pikuś. Pan Pikuś oczywiście
Do zobaczenia wkrótce
