Chciałabym więc opowiedzieć jak ja robiłam urodziny dzieci.
Otórz przygotowywałam się do nich bardzo skrupulatnie.
Wymyślałam dzieciom różne konkursy i zabawy.
Mamusie i tatusiów sadzałam za stół i byli komiją sędzieowską, która oceniała dzieci.
Konkurencje wymyślałam tak, żeby w mniej wiecej w każdej, inne dziecko wygrało.... (znałam dzieci, z ktorymi bawily sie moje)
To byl skok w dal, wyscigi w workach, odgadywanie smaków, labirynt,
quizy tematyczne - to przygotowywałam nadłużej, bo uważałam na to, zeby dzieci znały odpowiedzi (szczególnie te młodsze ) Dokładnie przypominałam sobie czym pasjonują sie dzieciątka i z tej dziedziny przygotowywałam zadania. Miałam i wpadki... dałam kiełbasę dziecku, które nie lubi kiełbasy, więc szybko ją rozpoznało, ja przeprosiłam i pokierowałm towrzystwo, żeby pośmiało się ze mnie, że zapomniałam, itd... żeby dziecko nie czuło się źle
Były też proste zadania jak ile bedziesz miał cukierkow jak dostaniesz jednego od taty i jednego od mamy (im starsze towarzystwo tym wyższa matematyka)
byly tez tance spiewy i inne zabawy z gazetami, krzesłami.. .
W pierwszych latach po każdym odganiętym zadaniu, dziecko dostawało nagrodę, później nagroda była na końcu.
Na koniec niezalezna i obiektywna komisja ogłaszała kto zwyciezyl w jakiej dyscyplinie i że po podsumowaniu okazało się, zę wszyscy zajęli pierwsze miejsce. Na drugi rok było już I, II i III miejsce itd...
Na koniec dzieci dostawały dyplomy wszśneij zaprojektowanei przygotowane przeze mnie i wydrukowane plus nagrody (kupowałam jakieś fajne drobiazgi) Było też podium (krzesło)
Potem dmuchanie świeczek i jedzenie tortu a na końcu dopiero zabawa samych dzieci w ich pokoju i chwila rozmowy nas dorosłych...
Bo to dzieci urodziny a nie ploty kumpelek.
a to wzystko robiłam mieszkając w bloku.
dzieci bardzo lubiły przychodzić do nas.
Ot taki pomysł podrzucam ... moze ktoś skorzysta
