anna izabela, ale te szkodniki są jakieś zmutowane teraz może po latach chloru właśnie natura je odstraszy, domestosa toto żre na śniadanie, a moze mu tak lawendy zapodać? Może się zdziwi, co to?
Na ten pomysl to jeszcze nie wpadlam . Ten moj pan Krecik, to chyba na prawde jest zmutowany. Najpierw wkopywalam mu kulki z lawy nasaczone olejem o zapachu czosnku, nic nie pomoglo. Sasiadka lezala na lezaku i sie nabijala. Przyszedl inny znajomy ( z zawodu rolnik i drwal) i kazal mi w dziury szmaty nasaczone ACE powpychac, sasiadka dalej sie nabija a kret jak kopal tak kopie .Chyba go juz w spokoju zostawie.
Pierniczki, takie prawdziwe co najpierw ciasto miesiąc leżakuje.
I makowiec, taki jak babcia robiła.
I spróbuję kapustę ukisić na pierogi.... może mi nie spleśnieje jak co roku
A ja się pochwalę, że mam od września kamionkę podgrzybków ukiszoną i z tego będzie farsz do pierogów Pachną jak "prosto z mchu", lecz niestety nie w piwniczce stoją tylko na parapecie w kuchni (raz się na coś to nieszczelne okno przydało). A kiszona kapusta i dzieciństwo jak najbardziej, mieliśmy na podwórku komórkę (dziadek zawsze mówił "chlewuszek", czego się przed bandą podwórkową strasznie wstydziłam, ale miałam problemy ) i w niedzielę rano szłam do beczki po kapustę do białej kiełbasy, a nie było to proste zadanie, bo musiałam zdjąć ciężki kamień i strasznie marzła mi ręka, o.
Witam wszystkich, jestem tu nowa.Przeczytałam cały wątek i bardzo się cieszę że taki powstał.Smaki i zapachy z dzieciństwa są niezapomniane i zawsze dobrze się kojarzą.Ucieszyłam się że ktoś przypomniał mi "Czarne perełki" - bo tak się nazywały te cukierki w plastikowym żółtym opakowaniu, w którym trzeba było równo ustawić te dwie dziurki aby wysypywać zawartość.Oczywiście kamyczki, kawusie i lizaki kogutki, ale przede wszystkim moje ukochane kopalniaki za które byłam gotowa oddać czekoladowe cukierki lub czekoladę.Pamiętam jeszcze ciastka tortowe po 2 zł na które nigdy nie mogła mnie namówić moja babcia, powód był prosty - nie lubiłam kremu. A czy ktoś z Was pamięta napój "Płynny owoc"? To nieodparcie kojarzy mi się z koloniami w Gdańsku-Stogach i wejściem na plażę.No i oczywiście cytrynada w woreczkach ze słomkami.
A z wakacji u babci - tej drugiej - chleb który ona sama piekła , /ale dziś to myślę że bliżej mu było do chałki niż do chleba/ ze śmietaną którą sama robiła i z cukrem, a do tego kawa na mleku od krowy.Pomimo że byłam strasznym niejadkiem , u babci wsuwałam to bez problemu, no i jeszcze zupa wiśniowa którą babcia gotowała dla mnie.A do tego wszystkiego - zapach jaśminu, floksów, lipy i zioła które ja nazywałam piołunem, choć nie jestem pewna czy to on.A po wsi snuł się zapach palonego drewna, bo tak palono w piecach.Dziś tamtej wsi już nie ma , jest w moich wspomnieniach, bo to już całkiem inna, wielka wieś którą można nazwać małym miastem. I były jeszcze jabłka papierówki, śliwki węgierki a dziadek łupał mi takie jeszcze świeże orzechy laskowe.Zapomniałabym o ziemniakach z parnika - ten zapach! Teraz świat wygląda całkiem inaczej , ale na mojej działce którą kupiliśmy na pobliskiej wsi obowiązkowo rosną posadzone przeze mnie lipy, jaśmin, floksy i kocham wszystkie kwiaty z tzw. wiejskiego ogrodu.
Moje lipy jeszcze nie kwitły bo są jeszcze młode.Ta moja działka powstawała z ugoru, więc wszystko co na niej jest - to zostało posadzone przez nas, ale to już po kilku miesiącach było nie do poznania w stosunku do stanu początkowego.Mam nadzieję że lipy w tym roku zakwitną.
Ja też pamiętam "Płynny owoc", a do tego (też na plaży Stogi) gofry z dżemem, a nie tam jakąś frużeliną. Życzę pięknego zapachu lip, u mnie była cała uliczka nimi obsadzona, mam jeszcze zasuszone liście z tych lip, teraz prawie przezroczyste