Sabinko - pewnie, że przyjemnie, choć ja i tak w ogrodzie przesadnie się nie przemęczam, ale deszcz był już bardzo potrzebny. Co do uwiądu, to mi właśnie rokrocznie wiotczeje Sophie. Mam jeszcze Fay, Rooguchi i Betty Corning. Najlepiej sobie radzą i najładniej przyrastają Fay i Betty, Rooguchi słabiej rośnie, ale zdrowo.
Miłko - i umknął mi ten fragment o nagranym GW, bo bym się do Ciebie uśmiechnęła. Z młodszą córką wałkujemy stare odcinki, chyba namówię męża, żeby nam umożliwił oglądanie nowszych serii
Aniu i
Wandziu - co do kolorów bardziej żwawych niż bieliźniane babcine, też mi się tak wydaje. Zresztą dzięki forum poznałam wiele nowych roślin.
Moniko - dziękuję

Tak, u Ciebie też zauważyłam, że w zasadzie mogłabym sobie od Ciebie wszystko przesadzić. Co do rabat - one niestety nie wiedzą, że
muszą się ładnie prezentować. Jeszcze nie. Ale zrozumieją to w końcu. Moje dotychczasowe pole działalności znajdowało się na obecnym terenie rozbudowy. Resztę ogrodu miał we władaniu ś.p. teść. I oprócz drzew, wokół były tylko krzewy agrestu, porzeczek i winogrona. Niecałe trzy lata temu dostałam zielone światło na zajęcie się resztą ogrodu, więc powoli zaczęłam nasadzać - przyznam bez bicia, że na początku jak w opisie stworzenia świata, był chaos. Powoli coś się klaruje, mam nadzieję, że w tym roku choć część rabat uda mi się wypełnić do końca - ale nie zawsze udaje się dostać to co by się chciało i by pasowało (a czasami coś co się chciało - albo nie pasuje, albo się nie przyjmuje). Jak będzie co pokazywać, na pewno pokażę
Aniu - tak to jest, że nie zawsze kwiaty kwitną tak jak by się chciało i oczekiwało. Mam wiele takich zaskoczeń in plus i in minus również. Powoli dojrzewam do tego, że jeśli coś ewidentnie nie chce u mnie rosnąć, będzie musiało się przeprowadzić
Zuzko - wiadomo sobota, więc oczywiście plany ogrodowe miałam

I jak zwykle nic z nich nie wyszło.
Lemonko - zaprenumeruj, warto. Jak poszukasz to można jakieś fajne promocje na prenumeratę trafić, albo dostać książkę.
*****
Dłużej nie było fotek, bo padało - i dobrze. Ogólnie wiadomo, że sucho było tak, że przy pracach ogrodowych pylicy się było można nabawić, a tu nadal przyłącza nie ma, więc człowiek biega z konewką jak nie przymierzając juczny osioł. Jedynym (aczkolwiek dość dużym) minusem opadów była wodna masakra kwiatów róż, mało która przeżyła te intensywne prysznice. Tu muszę pochwalić - jak zawsze - pancerną Aspirynę. Tej to już chyba nic nie zaszkodzi, budowlańcy, pył, kurz, beton, woda, robale, a ona sobie spokojnie kwitnie i to tak obficie, że człowiek dostaje kompleksów w temacie wydajności pracy

Jak wyjaśniłam Monice wyżej, na razie nie ma co pokazywać w szerokim kącie (zwłaszcza, że przy metrażu jakim dysponuję, to o szerokim trudno zaiste mówić), co mam nadzieję - zieloną jak przyrosty łubinowe - nastąpi niebawem. Na chwilę obecną muszą wystarczyć detale.
Aspiryna - róża golem, róża pancernik Potiomikn, róża nie do zdarcia. Stoi na placu budowy jakby stała w parku, na różance i od niechcenia pyka sobie kiściami kwiatów. Krzak który lubi to co robi.
I szykuje się kolejny różany Robocop -
Scheekoenigin. Choć po tych deszczach już wiem skąd się wzięła nazwa - sypie płatkami, jak prawdziwa Królowa Śniegu

. Ale wybaczam jej to - bo posadzona w tym roku, nie grymasiła, tylko cichcem bujnie rosła. I równym cichcem bujnie kwitnie, niezobowiązująco sypiąc na wszystko wokół płatkami.
I mniej obficie i pancernie, ale uroczo i słodko z tymi małymi kwiatuszkami skierowanymi w górę, jak dziecięce buźki. Skromna i nienachalna. Robale też jakoś ją omijają.
I królowe wymęczonego kwiecia. Zachowują się jakby miały wydać na świat następcę tronu. Jeszcze jakoś to wytrzymam, ale nie wiem, jak długo - wiadomo, iż cierpliwość nie jest mocną cechą szwedzkiej części mojej natury.
First Lady
White New Dawn
I dzwonki na koniec. Ale nie martwcie się, Wy którzy tu zaglądacie, albowiem cdn.
