Wczoraj i dzisiaj był cudowny dzień

Przyjechał sąsiad z glebogryzarką ciągnikową i zasprężynował mi kawałek działki-ten z przeznaczeniem na drzewka owocowe. Ziemia od jesieni leżała zaorana w ostrej skibie i wyglądała jak to mój eM określił jak pole ziemniaków. W końcu to pole zniknęło i w jego miejscu pojawił się ładnie zagrabiony placyk. To jedyne miejsce na mojej działce, którego nie przekopaliśmy sami. Zapewne i to byśmy zrobili, ale korzenie ogromnego klonu rosnącego przy drodze skutecznie mi to utrudniły. A skoro sąsiad sam się zaoferował to czemu nie skorzystać. Mój eM musi jeszcze przekopać miejsca przy samym ogrodzeniu, tam gdzie ciągnik nie dał rady dojechać, ale to już kawałeczek mini mini

No i ja nie muszę tego robić-zasłaniam się tym,że tam są też te korzenie

Sama robiłam rabatki

Tzn. przekopywałam kawałki trawnika pod nowe krzaczki i byliny, wstawiałam obrzeża i kręciłam się po podwórku.
Wszystko byłoby pięknie gdyby humoru nie popsuł mi podpalacz. Od trzech dni w mojej okolicy wybuchają pożary, palą się nieużytki, pobliska trzcina i co najgorsze spalił się cały nasyp kolejowy, a na nim zostały nadpalone ogromne, majestatyczne świerki

Droga wzdłuż nasypu była moim ulubionym miejscem spacerów z Kubą. Uwielbiałam tamtędy chodzić właśnie ze względu na te świerki z jednej strony, a z drugiej strony na pola pełne zbóż. Zapach tam i szum był cudowny. A teraz -no cóż-najprawdopodobniej został tylko swąd spalenizny i cicha nadzieja, że przyroda poradzi sobie z tymi zniszczeniami. Niestety te podpalenia są regularne od kilku lat i do tej pory nie udało się namierzyć podpalacza. Może gdyby spłonął czyjś dobytek to służby porządkowe bardziej zainteresowały się tym tematem, ale co kogo obchodzą świerki czy całe połacie trzciny.
Dzisiaj to ja zadzwoniłam po straż pożarną-bo podpalono nieużytki między mną, a sąsiadką. Na szczęście paliła się niekoszona łąka, znajdująca się pomiędzy dwoma polami uprawnymi, więc ogień nie był w stanie przedrzeć się po tych polach, szedł-tak jakby wzdłuż, aż dotarł do zagajnika brzozowego. I dopiero po godzinie, po dwóch moich telefonach alarmowych przyjechała straż. Dopiero gdy zasugerowałam, że ogień może dotrzeć do obory sąsiadki to straż pożarna się zjawiła. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że widziałam tego podpalacza. W pewnym momencie zatrzymał się przy drodze samochód na którego zwróciłam uwagę bo był w typie który mi się podoba, wysiadł z niego pasażer, który jak myślałam, słabo się poczuł bo nachylił się nad poboczem, później kucnął, wstał, znów kucnął-spojrzał w moje okno (kurcze mógł mnie zobaczyć) i odjechał. Ja w tym momencie nie przywiązałam uwagi do zdarzenia i zajęłam się swoimi sprawami, odkurzyłam dom, nakarmiłam małego. Gdy znów spojrzałam przez okno wszystko stało w płomieniach. Teraz mam wyrzuty sumienia, chociaż raczej nie powinnam że nie zrobiłam zdjęcia temu autu. Wystarczyłoby zbliżenie na tablice rejestracyjne i byłoby po podpaleniach. A tak-znów się palą łąki-tylko dalej. Straż jak widzę-już przyjechała. Ech...skąd się biorą takie matoły.