Czyli cos jak Minirose, albo wielkokwiatowa Pink Marshmallow, moze Happy Wedding Day...
Udalo mi sie dzis narazic straszliwie malzu memu... No, nie dalo rady, moj blad, nie bylo pytac czy moge, to bym nie musiala nie sluchac.

Pojechalismy na zakupy, w Lidlu zobaczylam palete z roslinami domowymi, tak sobie skrecilam do niej bez przekonania, bo jakos mnie nie ciagnie do dracen, a tam... ONA. Szukalam jej od jakiegos czasu na ebay'u, ale blisko nie bylo, a z dalsza tylko duze rosliny z odbiorem osobistym, to... jakby nie wchodzi w gre bo co jak co, ale jechac kilkadziesiat mil po "jakiegos badyla" to by mi sie chlopina nie zgodzil. Wzielam, obejrzalam... 5 funtow, w doniczce 3 roslinki sporawe, tak z pol metra ma, nowe liscie ida... "Moge?" "Nie!" "Pliiissss..." "Nie! Masz 126 doniczek ruszyc sie nie ma gdzie, a chcesz takie bydle zwlekac." Jakie 126 doniczek?!

No i wsadzilam do koszyka, mimo wyraznego zakazu, czym narazilam sie okrutnie, ale... do Range'a po doniczke jeszcze podjechal ze mna, resztki honoru ratujaz stwierdzeniem, ze jak ja po doniczke, to on w tym czsie opatrzy stoisko wedkarskie. No i jest - chesse plant, czyli moja MONSTERA!
